Plusy dodatnie, plusy ujemne
Wraz ze zmianą czasu na zimowy, symbolicznie skończył się dla mnie
także czas roweru szosowego, a rozpoczął sezon przełajowy. Zgodnie z
prawidłami, przesiadłem się więc na adekwatny do nowych wyzwań sprzęt, czyli na
rower przełajowy. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że oto zaraz zapuszczę
się w dziewiczy teren, znaczony błotem, żwirem, piachem, kamieniami i plątaniną
polnych dróg. To nigdy nie był mój świat – nawet w czasach, gdy poruszałem się
wyłącznie rowerem MTB. Może czasem ucieknę gdzieś pomiędzy drzewa, by napawać
się ciszą i spokojem, ale pewnie będą to sporadyczne przypadki. Moim żywiołem
nadal pozostanie asfalt, który jesienią i zimą często jest mokry, śliski,
zaśnieżony. No i jeszcze obficie posypany solą. Rower przełajowy jest w tych
warunkach niezastąpiony. Szersze opony zdecydowanie lepiej sprawdzą się na
śliskiej nawierzchni i na śniegu. A jeśli będzie potrzeba, to zmieszczą się jeszcze
szersze z głębszym bieżnikiem. Przed solą nie ucieknę, ale ewentualne
zniszczenia w rowerze przełajowym są mniej bolesne finansowo niż w wypasionej
szosówce.
Czy lubię ten czas chłodu, deszczu i śniegu? I tak i nie. Tak, bo
jest po prostu inaczej i drogi, które znam z lata na tle pełnych zieleni
krajobrazów, wyglądają teraz całkowicie odmiennie – szaro, smutno, ale mimo to
ekscytująco. Nie, bo dzień jest krótki i popołudniowe przejażdżki po pracy są
równoznaczne z jazdą w ciemności. Tak, ponieważ mogę jechać po drogach, które zazwyczaj
omijam, bo mają gorszą nawierzchnię, albo są to po prostu ścieżki rowerowe, po
których jakoś nie przystoi poruszać się rowerem szosowym. Nie, bo jest zimno i przejechanie
większego dystansu w tych warunkach jest o wiele trudniejsze. Są więc, jak
powiedziałby klasyk, plusy dodatnie i plusy ujemne.
Dzisiaj miałem zaledwie przedsmak tego, co czeka mnie w nadchodzących
miesiącach. Kilka stopni powyżej zera i silny zachodni wiatr nie stanowiły
specjalnego wyzwania. Zwłaszcza, że było sucho. Cieszyłem się więc jazdą, tym
bardziej, że była to pierwsza okazja do przekonania się, czy Ridley X-Bow,
któremu zafundowałem niedawno gruntowny przegląd, jest w pełni gotowy do nowych
jesienno-zimowych wyzwań. Jest gotowy. Ja też. Czyli, jak powiedziałby inny
klasyk, alleluja i do przodu…
Nad Wisłą.
Już nadszedł czas roweru „zimowego”.