Złudny powiew wiosny
Czułem dzisiaj zapach wiosny. Przyszedł razem z chwilowym
ociepleniem. Przygnał go silny wiatr. Ten sam, który zdmuchnął smog znad
Krakowa i sprawił, że aż kręciło się w głowie od nadmiaru czystego powietrza.
Ciężko się jechało pod ten wiatr, zwłaszcza w kurtce, która pamięta jeszcze
czasy, gdy ważyłem szesnaście kilogramów więcej. Na wietrze spełnia głównie funkcję…
żagla. Co rok obiecuję sobie, że kupię mniejszą i co rok nic z tego nie
wychodzi. A potem żałuję. Przeważnie w taki dzień jak dzisiaj.
Niewielu spotkałem rowerzystów. Pięciu, może sześciu. Kiepski
wynik jak na miasto, w którym mieszka trzy czwarte miliona mieszkańców, a razem
ze studentami będzie ich prawie milion. Wiem, to jeszcze nie ten czas, jeszcze
nie tzw. sezon, ale przecież powietrze pełne było ulotnego zapachu ciepłych
dni. Warto było chociaż na chwilę dać się porwać, nawet dosłownie, temu
powiewowi świeżości – złudnemu, ale przypominającemu, że każda zima kiedyś się
kończy. Nie tylko w przyrodzie.