Zimowe odcięcie
Jakoś ciężko mi się dzisiaj jechało. Odczuwałem totalny brak
energii. To pewnie skutki niewyspania i miliona różnych, czasem bardzo dziwnych
spraw, które skumulowały się w tym samym momencie. Jestem tym wszystkim trochę
zmęczony, ale z drugiej strony patrząc, rower jest odskocznią od tego
wszystkiego, więc wsiadam na niego nie bacząc na to, czy mam energię, czy nie.
A tak w ogóle, to tuż przed przejażdżką zorientowałem się, że mój ulubiony smar,
a w zasadzie wosk do łańcucha, czyli Squirt, nie jest dobrym rozwiązaniem na
obficie posolone drogi. I mam tutaj na myśli zimową, niskotemperaturową wersję
tego wosku. Widząc rdzawe plamy na łańcuchu i słysząc dołujące rzężenie napędu,
postanowiłem użyć tradycyjnego smaru. A potem ruszyłem w… miasto. Nie miałem
skrystalizowanej koncepcji trasy, więc po prostu błądziłem tu i ówdzie, zanim w
końcu nie wpadłem na pomysł, aby zahaczyć o Nową Hutę, którą traktuję trochę po
macoszemu, a jest przecież dzielnicą Krakowa. Tak na marginesie, to kiedyś
słyszałem, jak jej mieszkańcy żalą się, że jeśli dzieje się coś dobrego, to w
prasie można przeczytać frazę: „w dzielnicy Krakowa Nowa Huta”, ale jeśli
dzieje się coś złego, to czytamy: „w Nowej Hucie obok Krakowa”. Przemknąłem
więc przez tę dzielnicę, a potem grzecznie wróciłem do domu, zmęczony, odcięty,
ale z uśmiechem na ustach.