O maju ów…
Bikestats to wspaniały serwis, który w pewnym sensie zainspirował mnie do stworzenia własnego bloga rowerowego.
Przez długi czas udawało mi się integrować obie strony internetowe. Opisy aktywności prezentowane były z poziomu
bloga Bikestats, a pozostałe wpisy, statystyka oraz opisy rowerów znajdowały się w serwisie xanadu.com.pl.
Takie rozwiązanie miało jednak pewne wady. Chcąc prezentować podsumowania moich aktywności, musiałem się uciekać
do tworzenia skryptów pobierających dane z mojego serwera i wstawiających odpowiedni kod na stronie bloga Bikestats.
Odpowiednie skrypty zapewniały także obsługę zdjęć dołączanych do postów. Funkcja wyszukiwania działała wyłącznie
w obrębie pojedynczego serwisu. Takich problemów mógłbym pewnie przytoczyć jeszcze więcej, ale te były najbardziej
uciążliwe. A nawet, gdyby ich nie było, to zdecydowanie łatwiej jest utrzymywać jeden serwis niż dwa.
Postanowiłem zatem przenieść opisy wszystkich aktywności rowerowych na mój prywatny blog. Aby jednak były dostępne
także z poziomu serwisu Bikestats, utworzyłem własny szablon strony, w którym dokonuję przekierowania do mojego bloga.
Przekierowanie powinno zadziałać automatycznie. Jeśli tak się nie stało, to po prostu kliknij w link:
Bikes in White Satin++
Copyright © 2010-2019, Piotr W. • Inspiracja: Monika M.
Poniedziałek, 27 maja 2019 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Sobota, 20 kwietnia 2019 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Dziwnie zaczął się mój kolejny rowerowy sezon. W ubiegłym roku
przeżywałem jakiś koszmarny kryzys. Coś na kształt wypalenia i zniechęcenia. Przybrałem
na wadze, forma uleciała do krainy nicości. Ocknąłem się dopiero pod koniec
roku. Kupiłem trenażer i zacząłem regularne treningi. Wytężona praca przyniosła
efekty, które przerosły moje oczekiwania. Wróciła forma, wróciła radość z jazdy
i jeszcze coś innego. W mojej niespokojnej głowie zaświtała myśl, aby ów powrót
z rowerowych zaświatów uczcić nowym rowerem. Oczywiście początkowo odrzuciłem
ową szaloną ideę, ale przecież dobrze widziałem, że wróci. Wróciła.
I tak oto stałem się posiadaczem roweru marzeń. Ridley Helium SLX powstał, jak każdy mój rower, w zaciszu krakowskiego mieszkania. Jeśli ktoś
jest zainteresowany szczegółami technicznymi, to odsyłam do innej części mojego bloga. Tutaj chciałem wspomnieć jedynie o tym, że dzisiaj po raz pierwszy
miałem okazję przejechać się na moim nowym rowerze. Trasa była bardzo
zróżnicowana, bo chciałem sprawdzić wszystko. Jechałem więc nie tylko po
płaskiej drodze, ale zaliczyłem kilka podjazdów i zjazdów. Mknąłem pozamiejskimi
drogami, lecz zwiedziłem także gąszcz krakowskich ulic. Poruszałem się po
idealnie gładkim asfalcie, nie omijając jednak dróg o gorszej nawierzchni, a
nawet zaliczając bruki i to wcale nie takie wyłożone gładką kostką. Moje wrażenia
i spostrzeżenia zawarłem w artykule „Dziewiczy rejs roweru marzeń”, więc jeśli
ktoś jest ciekawy, to serdecznie tam właśnie odsyłam.
Ale jedno muszę zdradzić tutaj. Jechało się super. To naprawdę
rower marzeń.
Mała migawka z debiutu Ridley Helium SLX.
Piątek, 28 września 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Dzisiaj połączyłem dwa rowerowe tła, czyli miejskie i
podmiejskie. Najpierw przedarłem się przez miasto w stronę Balic. Przedarłem to
dobre słowo. Sądzę, że gdybym szedł piechotą, trwałoby to niewiele dłużej. No,
ale w końcu udało się. Z Balic pojechałem do Morawicy, z Morawicy do Liszek, a
z Liszek do Piekar. Tam nad Wisłą jest miejsce, z którego najlepiej widać
tynieckie opactwo. Zrobiłem więc okolicznościowe zdjęcie i jadąc wzdłuż Wisły,
dotarłem do centrum Krakowa, aby przedrzeć się – tym razem do domu.
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Wtorek, 18 września 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Wykorzystałem piękny koniec lata i wybrałem się na kolejną
przejażdżkę. Nie była zbyt długa, bo forma wciąż dramatycznie kiepska, ale
ważne, że nie poszedłem na całkowitą łatwiznę i pokręciłem się nieco na
południe od Krakowa. Z tą formą to w ogóle dziwna rzecz, bo na dwukilometrowym
podjeździe do Libertowa byłem gorszy tylko o 12 sekund od mojego najlepszego
wyniku. Całkiem źle więc nie jest i jeśli tylko wrócę do regularnych treningów,
forma także powinna powrócić.
Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Najwyższy czas, aby zacząć odrabiać rowerowe zaległości. Nie jest łatwo. Formy jak nie było, tak nie ma. Ale każdy dzień bezczynności może tylko pogłębić ów przykry stan. A więc do roboty. Dzisiaj kolejny raz wybrałem się na dość łatwą trasę, aby rozruszać zastygłe w bezruchu mięśnie.
Sobota, 21 lipca 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Nie wiem, jak to się stało, ale się stało. Po latach regularnego
jeżdżenia na rowerze, planowania tras, układania tygodnia pod kątem rowerowych
eskapad, analizowania prognoz pogody i przestrzegania właściwej diety,
postanowiłem zrobić sobie przerwę. Zdaje się, że muszę złapać nieco dystansu do
rowerowej pasji, by po raz kolejny nie stała się moim jedynym życiowym celem.
Dzisiaj po raz pierwszy od ponad miesiąca wsiadłem na rower i
dokonałem ciekawych spostrzeżeń. Na pierwszych kilkuset metrach bez problemu
osiągnąłem moc rzędu 0,5 „Sagana finiszowego”. Myślałem, że dalej też tak będzie,
ale już pierwsza górka zweryfikowała moje nadzieje, sprowadzając je do przykrej
rzeczywistości. Miesiąc odpoczynku od roweru zrobił swoje. Przybyło mi kilka
kilogramów, ubyło formy, a więc czas rozpocząć wszystko od początku. Ale na
razie odpoczywam dalej.
Niedziela, 10 czerwca 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Niewiele brakowało, a zaliczyłbym pierwszy od 2013 roku tydzień bez roweru. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę uratowałem statystykę. A wszystko z powodu nadmiaru pomysłów na spędzanie czasu wolnego. Jeszcze do niedawna rower nie miał praktycznie żadnej konkurencji. Teraz jednak postanowiłem wrócić na jakiś czas do jednej z moich dawnych pasji, którą była elektronika i sprzęt audio. Upchnięcie kilku zainteresowań w tych samych ramach czasowych okazało się na tyle trudne, że chwilowo i mam nadzieję, że tylko chwilowo, rowerowe plany okazały się mniej ważne. Wiem, na tym blogu to brzmi jak herezja, ale taka właśnie jest prawda. Swoją drogą, odpoczynek od roweru też ma dobre strony. Pozwala złapać odrobinę dystansu i poczuć głód jazdy.
Poniedziałek, 7 maja 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 1
I tak oto upłynęło kolejne 365 dni. Jutro czas młodości znów oddali
się o rok, nieuchronnie przybliżając do przysłowiowej jesieni życia. Ja jednak
trzymam się nieźle, bo duch wciąż młody i nic nie wskazuje, abym nagle miał się
stać poważnym, statecznym i ułożonym zgryźliwym tetrykiem. Zgodnie z biblijną
obietnicą, wszystko stało się nowe w chwili, w której się nawróciłem (2 Kor
5:17). No i przecież mam jeszcze zdrową pasję, która pozwala zachować
odpowiednią kondycję, wygląd i zdrowie…
Wigilię urodzin uczciłem w jedyny sensowny sposób, czyli wsiadłem
na rower i pojechałem przed siebie. Trasa może nie była zbyt ambitna, bo
nastawiłem się raczej na ilość, a nie na jakość. Jakość też by mogła być, ale w
popołudnie dnia powszedniego nie dysponuję dowolnie dużym zapasem czasu, więc
musiałem iść na pewien kompromis. Mimo to jechało mi się wystarczająco fajnie,
więc mogłem spokojnie, gdzieś tam w mojej głowie, podsumować kolejny mały etap
mojego życia.
Środa, 25 kwietnia 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Zastanawiałem się, czy nie powinienem wymienić dętki w tylnym
kole. Obawiałem się, że łatka przyklejana wczoraj w warunkach polowych może nie
spełnić swojej roli. Jednak rano okazało się, że opona jest równie twarda jak
dzień wcześniej, co dowodziło, że dętka jest szczelna. Darowałem sobie wymianę
i pojechałem w trasę.
Co nie udało się wczoraj, udało się dzisiaj. Z premedytacją
pojechałem dokładnie tą samą trasą. Nie było jednak łatwo, bo zachodni wiatr
urządził sobie niezłą imprezę. Miejscami nie byłem w stanie jechać szybciej niż
22 km/h i gdy dojechałem do Tyńca, byłem już nieźle wycięty. Problem w tym, że
uparłem się, aby zaliczyć stówę, a na liczniku miałem pięćdziesiąt z groszami.
Musiałem więc trochę pokombinować i zaliczyć rundkę na kilku ulicach, zanim
ostatecznie zawróciłem na wschód. Jak już t zrobiłem, to nie musiałem się
specjalnie wysilać, aby jechać z prędkością powyżej 40 km/h. Szkoda, że tak
potrafię jechać tylko wtedy, gdy mam wiatr w plecy.
Zaliczyłem
setkę z małym hakiem, więc jestem zadowolony. Jutro robię sobie dzień przerwy,
bo muszę pomyśleć o pracy, która przecież „zasila” moją pasję. Jak by nie
patrzeć, mojego roweru nie podarował mi żaden pan Stanisław, bezdomny z
Warszawy, który niestety zmarł…
Wtorek, 24 kwietnia 2018 • Kategoria Kraków i okolice • Komentarze: 0
Zamierzałem przejechać minimum 80 km, a może nawet dobić do setki, ale moje plany zostały pokrzyżowane przez „coś”. Nie wiem, co to było. Po prostu jechałem sobie po gładkim asfalcie i nagle poczułem podwójne uderzenie „buch, buch!”. Najechałem na coś przednim i tylnym kołem. Zatrzymałem się i rzuciłem okiem na opony. Były ok. Koła też były w porządku, a rower w jednym kawałku. Zawróciłem, żeby zobaczyć w co wjechałem, ale niczego nie znalazłem. Może jakiś kamień, który potem poleciał gdzieś na pobocze? Ruszyłem w dalszą drogę, ale po jakichś stu metrach poczułem charakterystyczną miękkość i nadzwyczajne tłumienie nierówności. Już wiedziałem – złapałem kapcia w tylnym kole… Spoko. Rutyna. Wożę zapasową dętkę, ale najpierw zawsze staram się naprawić tę przebitą. Szybko zlokalizowałem uszkodzenie. Było nieopodal wentyla. Niestety centymetr dalej była druga dziura. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia. To nie był „snake”, a opona nie była uszkodzona. Nie było szans, aby użyć pojedynczej małej łatki, więc musiałem przykleić znacznie większą. A potem wystarczyło tylko machnąć 250 razy moją miniaturową pompką i mogłem jechać dalej. Tyle tylko, że wraz z dętką, ze mnie także uszło powietrze. Jakoś nie miałem już ochoty jechać zbyt daleko, tym bardziej, że nie byłem pewien, czy na pewno skutecznie naprawiłem dętkę. Zawróciłem i spokojnie wróciłem do domu…