Niedziela jak dawniej
Zabawne jak niewiele trzeba, aby przypomnieć sobie swoje
dzieciństwo. Czasem jest to muzyka, innym razem zapach, a dzisiaj był to…
widok, a konkretnie widok pustych ulic. Były puste, bo ludzie nie mieli dokąd
jechać. Nie mieli dokąd jechać, bo wszystkie sklepy były zamknięte. Ach, jakiż
to dramat! Cóż mamy zrobić ze swoim życiem w ten straszny dzień?!
Jakiś czas zapewne minie, zanim wszyscy oswoją się z myślą, że w
niedzielę już nie kupią nowego telewizora, butów, worków na śmieci czy innego
towaru pierwszej potrzeby. Jest nawet szansa, że ktoś wpadnie na szalony
pomysł, aby wyjść z rodziną na spacer do parku, wypić filiżankę dobrej kawy w
dobrej kawiarni, pójść pobiegać, albo – co dla mnie oczywiste – wybrać się na
rowerową przejażdżkę.
Jakkolwiek nie planowałem dzisiejszej wycieczki, to jednak
zmieniłem plany, bo moja druga połowa wybrała się była popołudniową porą na „babskie”
spotkanie. Mając więc do wyboru samotność w domu i samotność na rowerze,
wybrałem jedyną słuszną opcję i pomknąłem przed siebie w poszukiwaniu ciszy i
skupienia. Nie było to zbyt trudne, bo ogołocone z większości samochodów drogi,
zachęcały do mentalnego oderwania się od „tu i teraz” i ucieczki w metafizyczną
część naszej rzeczywistości. Naprędce ułożony plan zakładał dojazd do
Niepołomic, przejazd przez Ruszczę i powrót do domu przez Nową Hutę. Pomimo
wiejącego wiatru jechało mi się nadspodziewanie lekko, co w dużej mierze było
zasługą mojej rowerowej bluzy, przeznaczonej na nieco cieplejsze dni. Kurtka,
której używam w zimie pochodzi bowiem z czasów, gdy ważyłem kilkanaście
kilogramów więcej i te dodatkowe kilogramy musiała zmieścić. Gdy już się ich
pozbyłem, kurtka stała się żaglem powiewającym na wietrze, który pełnił raczej
funkcję hamulca aerodynamicznego niźli dodatkowego napędu. Co rok obiecuję
sobie, że kupię nową i… nie dotrzymuję słowa. Dzisiaj nie wiozłem na sobie tego
balastu, więc wszystko szło gładko i ani się obejrzałem, a licznik pokazał pół
setki, a ja właśnie zatrzymywałem się pod domem.
I tak zakończył się mój rowerowy weekend.