Sankt Annaberg
Wracając znad morza, odwiedziliśmy Strzelce Opolskie. Postanowiłem
wykorzystać ten fakt i zaliczyć jeszcze jedną urlopową przejażdżkę – tym razem
w zupełnie innych krajobrazach. Zresztą nie tylko krajobrazy miały być inne.
Nad morzem było słonecznie, ciepło, ale nie upalnie. Pomijając porywisty wiatr,
były to więc idealne warunki do jazdy. Tymczasem na południu Polski królowało
gorące słońce, temperatura przekraczała 30 stopni, a potężne burze zakrywały ziemię
całunem ciemności, rozjaśnianym gwałtownymi błyskami piorunów.
Dość szybko zaplanowałem sobie trasę. Głównym celem była Góra
Świętej Anny, najwyższe wzniesienie w okolicy, na którym położona jest wieś o
tej samej nazwie. Żeby jednak wycieczka nie była zbyt krótka, postanowiłem
dotrzeć także do przedmieść Opola i dopiero stamtąd wrócić do Strzelec
Opolskich.
Wiał bardzo silny, zachodni wiatr, a więc przejażdżka nie miała
należeć do tych z gatunku łatwych. Pojechałem przez Porębę w kierunku Leśnicy.
Tam skręciłem w stronę Góry Świętej Anny i rozpocząłem podjazd po raz pierwszy.
Po raz pierwszy, ponieważ nie zamierzałem na razie wyjeżdżać na samą górę, ale
dojechawszy do skrzyżowania, na którym powinienem skręcić w stronę szczytu,
skierowałem się w przeciwną stronę i jadąc cudowną, szybką i krętą drogą,
dojechałem do Zdzieszowic. Przejechałem przez miasto i pojechałem w stronę
Leśnicy. Tam kolejny raz rozpocząłem ten sam podjazd, który pokonywałem
wcześniej, ale tym razem miałem już dotrzeć na Sankt Annaberg, czyli na Górę
Świętej Anny – większość miejscowości na Śląsku Opolskim posiada dwujęzyczne
nazwy.
Z Góry Świętej Anny, przez Ligotę Górną i Ligotę Dolną, dotarłem
do Gogolina. Nie spotkałem tam ani Karolinki, ani Karliczka, ale zobaczyłem
czyste, zadbane, uporządkowane miasto. To wspólna cecha prawie wszystkich
miejscowości tego regionu Polski, jakże odróżniająca je od tego wszystkiego, co
jeszcze wczoraj widziałem w okolicach Łeby i Lęborka. Z Gogolina pojechałem do
Kosorowic, a stamtąd do Przyworów. Wkrótce byłem już na przedmieściach Opola.
Nie miałem w planach zwiedzania stolicy polskiej piosenki, więc po dotarciu do
ulicy Strzeleckiej, skręciłem na wschód i rozpocząłem powrót do Strzelec
Opolskich.
Nareszcie miałem wiatr w plecy, więc mogłem nieco
przyspieszyć. Początkowo poruszałem się główną drogą, błogosławiąc w myślach
jej budowniczych, którzy przewidzieli szerokie pobocza. Ruch był bowiem tak
duży, że nie jadąc poboczem, cały czas ryzykowałbym życiem. Droga ta ma także
inne „atrakcje”. Od czasu do czasu mijałem „grzybiarki”, czyli panie świadczące
niekoniecznie kulinarne usługi kierowcom. Po kilku kilometrach pożegnałem
ruchliwy szlak i skręciłem w stronę Dębskiej Kuźni. Teraz poruszałem się
bocznymi drogami o doskonałej nawierzchni, mogąc cieszyć się widokiem
wspaniałych lasów, żyznych pól uprawnych i czystych, zadbanych miejscowości.
Moja radość była niestety zmącona przez zmęczenie, które znienacka dopadło mnie
właśnie w tym momencie. Brak odpowiedniego wypoczynku po wczorajszym powrocie z
wybrzeża w połączeniu z upałem, zrobiły swoje. Na szczęście do Strzelec
Opolskich nie było zbyt daleko. Przejechałem jeszcze przez Daniec, Krośnicę,
Grodzisko i Rozmierkę. Przed sobą widziałem już charakterystyczne wieże
strzeleckich kościołów. Jeszcze tylko kilka kilometrów i nareszcie mogłem
odpocząć od upału.
Góra Świętej Anny, czyli Sankt Annaberg.
Kościół Franciszkanów na szczycie Góry Świętej Anny.