O architekturze
Nic nie zatrzyma postępu. Świat się nieustannie zmienia. Tak było, jest i pozostanie. Wiele miejsc, które pamiętam z czasów beztroskiego dzieciństwa, z młodości, a nawet sprzed lat kilkunastu, zmieniło się nie do poznania, już nie istnieje, lub lada moment istnieć przestanie. Swego czasu na mym rowerowym blogu puściłem wodze wyobraźni i zafascynowany widokiem spalonego domu w jesiennej scenerii, opisałem jego historię (Dom zły). Od tego czasu minęły dokładnie dwa lata, roślinność została wycięta, resztki domu w każdej chwili mogą runąć, a na teren działki obowiązuje zakaz wstępu. Pewnie niedługo powstanie tutaj jakiś apartamentowiec, albo inny budowlany frankenstein…
Od dwudziestu lat, prawie codziennie przejeżdżam przez Rondo Matecznego, czyli – jak mawiają Krakusi – przez Mateczny. Stały przy nim dwie zabytkowe, drewniane wille. Absolutne perełki architektury, wybudowane prawdopodobnie w Lanckoronie, przeniesione tutaj w okresie międzywojennym. Trudno zrozumieć, dlaczego pod koniec XX wieku popadły w ruinę. Odkąd złapałem rowerowego bakcyla, obiecywałem sobie, że na którejś z wycieczek udokumentuję je na fotografii. Nie zdążyłem. Rok temu spłonęły. Dzisiaj pojechałem w to miejsce, aby uwiecznić przynajmniej to, co z nich zostało. Przecież taka działka w takim miejscu nie będzie zbyt długo czekała na inwestora. Będzie szansa, że miastu przybędzie kolejny architektoniczny wampir. Dlaczego wampir? Bo wysysa piękno z otoczenia…
Niedaleko miejsca gdzie mieszkam, tuż przy Parku Jerzmanowskich powstał kompleks budynków mieszkalnych. Ciasny, bezduszny, betonowy, zimny, martwy, pozbawiony wyrazu koszmar. Jakim trzeba być idiotą, żeby coś takiego zaprojektować. A jakim, żeby zgodzić się na wybudowanie czegoś takiego?
Mógłbym napisać jeszcze o budynku Opery Krakowskiej, ale nie napiszę, bo powieszono już na nim tyle psów, że od kolejnych gotów się zawalić – z pożytkiem dla społeczeństwa zresztą. Zamiast tego napiszę o dwóch innych budowlach, które są przykładem, że można inaczej. Codziennie przejeżdżam obok powstającego Centrum Kongresowego. Rozmach projektu, szybkość budowy i coraz bardziej krystalizująca się bryła budynku robią wrażenie. A tak na marginesie. Z niepokojem słucham o planach budowy po drugiej stronie Ronda Grunwaldzkiego wysokiego biurowca. Że niby razem z Centrum stworzą „bramę”. Nie wiem, nie widziałem, ale coś mi mówi, że to niekoniecznie dobry pomysł. Drugi przykład to oczywiście Hala Widowiskowo-Sportowa w Czyżynach. Już kiedyś pisałem, że to takie nasze krakowskie Colosseum. Tutaj także jest się z czego cieszyć. Robotnicy uwijają się jak w ukropie, a widok powstającej hali cieszy serce i oko. Da się? Da się.
Tak się rozpisałem, że aż nie wspomniałem o dzisiejszej trasie. Tzn. wspomniałem, ale tylko w kontekście willi przy Rondzie Matecznego. A poza tym? A poza tym było rześko, słonecznie, optymistycznie i zdecydowanie zajefajnie.
Willa przy Rondzie Matecznego – umierający świadek historii
Nikt już nie zawita w te progi