Dom zły
Bywa, że wielokrotnie przejeżdżam tym samym szlakiem, drogą, ulicą. Po jakimś czasie znam już każdy kamień, każdą nierówność, każde drzewo. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale podczas którejś przejażdżki nagle zauważam coś zupełnie nowego, choć było w tym miejscu od zawsze. To właśnie przydarzyło mi się dzisiaj. Jadąc, nagle spojrzałem na gąszcz bujnej, ale zaniedbanej roślinności, pięknie mieniącej się kolorami jesieni. Pośród niej zobaczyłem zgliszcza domu, którego nie widziałem nigdy wcześniej, chociaż wielokrotnie tędy przejeżdżałem. Nie mogłem nie zatrzymać się. Nie mogłem nie poznać tajemnicy tego domu…
Historia tego miejsca jest równie niesamowita jak jego obecny stan. To opowieść o miłości, zazdrości, zdradzie i nienawiści, a zaczyna się zaraz po II Wojnie Światowej, gdy w domu tym mieszkali dwaj bracia. Starszy z nich, Stanisław, człek trzeźwo patrzący na życie, podejmujący rozważne decyzje, stroniący od ryzyka i uciech. Jego młodszy brat Franciszek był raczej w gorącej wodzie kąpany, miał głowę pełną pomysłów, kochał życie i przygody. Podczas wojny walczył w Armii Krajowej i niejeden raz cudem wychodził z opresji. Życie obu braci nie było jednak usłane różami, podobnie jak czasy, w których żyli. Ich ojciec zginął rozstrzelany przez hitlerowców, a matka zmarła ledwie kilka dni po wyzwoleniu. Do końca nie mogła pogodzić się ze stratą męża.
Tak więc bracia zostali sami, ale nauczeni twardego życia dobrze sobie radzili. Stanisław poznał wkrótce Barbarę, kobietę równie mocno doświadczoną przez los. Oboje znaleźli wspólny język i w końcu postanowili, że resztę życia zechcą spędzić razem. Franciszkowi niespecjalnie przypadła do gustu szwagierka. Gdy tylko zamieszkała w ich domu, zaprowadziła swoje porządki, wszystko musiało być tak, jak ona tego chciała, a Stanisława całkowicie owinęła wokół palca. Młodszy brat akceptował jednak tę sytuację, bo Basia miała także sporo zalet, w domu było czysto i schludnie, obiad był zawsze na czas, a dla Franciszka była miła i uczynna. Zresztą wkrótce i on sam znalazł miłość swojego życia w postaci Joanny, kobiety niezwykłej urody, której rude niczym płomienie włosy, przyciągały wzrok wielu. Wybrała wszakże Franciszka, który zawsze był duszą towarzystwa, a ponadto imponowało jej, że w przeciwieństwie do wielu innych, podczas wojny narażał swoje życie dla wyższego dobra. I tak oto we wspólnym domu zamieszkały dwa małżeństwa, a ich życie wydawało się szczęśliwe, jakby wynagradzając smutki ostatnich lat.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Barbara z zazdrością spoglądała na swoją szwagierkę, kobietę oczytaną, mądrą i wykształconą, co w tamtych czasach nie było czymś powszednim. Na dodatek, Joanna była świadoma swej urody i doskonale potrafiła ją podkreślić. Oprócz tego wydawało się, że mimo upływu czasu, miłość Franciszka i Joanny rozkwita coraz bardziej. Barbara zazdrościła także tego, że Franciszek był sprytny i obrotny, wszystko potrafił wykombinować i chociaż zawsze pamiętał o swoim starszym bracie i Barbarze, to świadomość, że Joanna ma więcej, była nie do zniesienia. Wstydziła się Barbara tego uczucia i nie dawała po sobie niczego poznać. Ziarno zazdrości trafiło jednak na podatną glebę…
Pewnego dnia pod dom zajechał czarny samochód, z którego wysiadło dwóch mężczyzn w długich płaszczach. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego weszli do domu i wyprowadzili z niego Franciszka, byłego żołnierza AK. Wkrótce przedstawiono mu do podpisania protokół, w którym przyznaje się do udziału w spisku. Franciszek początkowo wzbraniał się, bo przecież cały ten dokument był mistyfikacją i oszustwem, ale nie miał wyjścia. Bity i poniżany wolał potwierdzić kłamstwo, niż cierpieć niewyobrażalne katusze. W „nagrodę” skazano go na śmierć.
Siedział Franciszek w celi nie wiedząc, kiedy wyrok będzie wykonany, ani co dzieje się z jego żoną, bratem i szwagierką. Mijały dni i tygodnie, a on ciągle był odizolowany od świata. Pewnego dnia dotknęło go szczęście. Odwiedziła go żona, która przebłagawszy naczelnika, dostała zgodę na ledwie kilka minut odwiedzin. Jeszcze kilka razy udało się jej zobaczyć z Franciszkiem, a potem wizyty nagle ustały. Franciszek niepokoił się, ale rozumiał, że w owych czasach nic nie było proste i może po prostu naczelnik zmienił zdanie. Jakież jednak było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia odwiedziła go Barbara. Smutna była jakaś, zupełnie czymś przybita i zdawkowo odpowiadała na pytania, co słychać w domu, jak się ma Staszek, co z Asią? Przyparta do muru, w końcu powiedziała prawdę. Okazało się, że gdy Franek siedział w więzieniu w oczekiwaniu na wykonanie wyroku, Joanna zaczęła adorować Stanisława. Co gorsza, Stanisław zdawał się być wielce rad z tego powodu. Barbara jako kobieta, oczywiście to zauważyła, ale rozmowy, a nawet awantury nic nie dały. Gdy wreszcie nie wytrzymała i kazała Joannie wynieść się z domu, ta odparła, że uczyni to niebawem. I rzeczywiście pewnego dnia zniknęła, ale razem ze Stanisławem.
Nie chciało się Franciszkowi wierzyć w tę opowieść. Jego trzeźwo myślący brat mógłby tak postąpić? A Joanna? Przecież przysięgali sobie miłość do końca życia. Ucieszył się więc na myśl, że już wkrótce jego życie skończy się, bo właśnie straciło cały swój urok i blask. Ale los bywa przewrotny. Nadeszła polityczna odwilż, wyrok śmierci zamieniono na dwanaście lat pozbawienia wolności, a wkrótce amnestia spowodowała, że Franciszek wrócił do domu. Do domu, w którym nie czekała już jego ukochana.
Mijały tygodnie i miesiące. Czekał Franciszek na swoją ukochaną, był w stanie jej wszystko wybaczyć, ale ona nie wracała. I tylko czerwony bluszcz, który nie wiadomo skąd, od pewnego czasu piął się po ścianie domu, przypominał mu Joannę, w której włosy wtulony zasypiał onegdaj każdego dnia. Źle jednak mężczyźnie samemu, a że Barbara wiedziała, jak na siebie zwrócić uwagę, w końcu uległ jej pokusom i starał się odnaleźć szczęście w ramionach szwagierki. Powoli czas goił rany i pewnie życie toczyłoby się normalnie, gdyby nie ten bluszcz, który wciąż przypominał Joannę. Nie mógł zapomnieć, nie potrafił, a najgorsze, że nigdzie nie mógł znaleźć choćby jednego jej zdjęcia. Dlaczego je zabrała odchodząc? Mimo, że Barbara była przy nim, Franciszek nie był szczęśliwy. Śniły mu się koszmary, w których wciąż widział Joannę. Jawiła się tuż obok, ale kiedy chciał ją pochwycić, budził się zlany potem. Zaczął pić, aby spróbować zagłuszyć tęsknotę, ale było wyłącznie gorzej.
Tragedia zdarzyła się w czerwcu. Już od południa zanosiło się na burzę, a piekło otworzyło swoje wrota zaraz po obiedzie. Barbara wyszła z domu aby zebrać pranie rozwieszone w ogrodzie i wtedy właśnie uderzył piorun. Tuż obok było drzewo, ale trafił właśnie w nią. Franciszek wybiegł z domu. Chciał pomóc, ratować, cucić, ale było za późno. Patrzył na martwe ciało Barbary, gdy drugi piorun uderzył w dom, który zaczął płonąć. Przybiegli sąsiedzi, ktoś pognał zaalarmować straż pożarną. Ogień pożerał drewniany dom i gdy nadjechali strażacy, nie było już czego ratować. Zostały ledwie trzy nie spalone do końca ściany i nagie sterczące kominy.
W jeden dzień stracił Franciszek wszystko, ale miał wkrótce otrzymać coś, czego się nie spodziewał – prawdę. Strażacy przeszukujący zgliszcza, pod zwęglonymi deskami podłogi znaleźli dwa szkielety. Na czaszce jednego z nich doskonale zachowały się bujne czerwone włosy. Obok leżał, złowieszczo błyszczący w słońcu sztylet z zaschniętymi, brunatnymi plamami. I nagle Franek wszystko zrozumiał. Jego brat nigdzie nie wyjechał z Joanną. Oboje zostali zamordowani i nietrudno było domyślić się, przez kogo. Wkrótce potwierdziła to milicja. Na poplamionym krwią nożu bardzo dobrze zachowały się odciski palców Barbary.
Od tego czasu słuch po Franciszku zaginął. Niektórzy mówią, że oszalał z rozpaczy, inni, że skoczył do Wisły i utonął, aby w zaświatach połączyć się ze swoją ukochaną. A jeszcze inni są gotowi przysiąc, że od czasu do czasu widzą postać Franciszka w zgliszczach rodzinnego domu. Przechadza się nocą wśród czarnych ścian, tuląc do piersi resztki zakrwawionej koszuli nocnej. Czy to prawda? Gdyby żył, miałby teraz prawie dziewięćdziesiąt lat.
Nie czekałem, aż zapadnie zmrok, aby naocznie przekonać się, czy w ruinach pojawi się postać mężczyzny. Bałem się, że to faktycznie może się zdarzyć, co oznaczałoby, że cała powyższa historia jest prawdziwa, a przecież wyssałem ją z palca.