Żywych kolorów taniec
Dzisiaj eksplorowałem południowo wschodnie okolice Krakowa. Za cel postawiłem sobie zaliczenie kilku podjazdów, co akurat w tych rejonach nie stanowi większego problemu, bo trudno znaleźć tam prosty i płaski odcinek drogi dłuższy niż kilkaset metrów.
Zmagania zacząłem niedaleko domu, bo najpierw pojechałem do Kosocic. Odcinek ten potraktowałem jak rozgrzewkę. Potem ulicą Krzemieniecką zjechałem do Wieliczki. Skierowałem się na południe do Sierczy. Wybrałem chyba jeden z bardziej stromych podjazdów ulicą Jasną. Nie jechałem cały czas asfaltem, ale wybrałem skrót drogą gruntową. Nachylenie cały czas oscylowało pomiędzy 8 a 10%. Jednak najtrudniejsze było dopiero przede mną. Ostatni, na szczęście krótki odcinek, miał 19%. Dotarłem do „cywilizowanej” drogi i ruszyłem dalej. Cały czas do góry, ale nachylenie było już w granicach rozsądku. Dojechałem do drogi 964, przejechałem nią jakieś 100 metrów i skręciłem w stronę Chorągwicy. To oczywiście oznaczało dalszą wspinaczkę. Droga do Chorągwicy jest właśnie remontowana. I tutaj mała dygresja. Nie zbudowano w Polsce wszystkich planowanych autostrad, stan wielu dróg przypomina odcinki specjalne rajdu Dakar, ale przemierzając od kilku lat małopolskie szlaki muszę obiektywnie przyznać, że widzę olbrzymią różnicę. Wiele miejscowości ma piękne, nowe drogi i ulice, a w innych właśnie trwają remonty. Polska w budowie. Może nie ta z pierwszych stron gazet, ta zalana szambem polityki, ale ta zwykła, ta prawdziwa, gdzie mieszkańcy wiedzą, że są u siebie i dom swój chcą pięknym pragną uczynić.
Z Chorągwicy pojechałem do Raciborska, co oznaczało najpierw zjazd, a potem podjazd. Następną wsią były Dobranowice, z których zjechałem do wsi Hucisko. Skręciłem na północ, a to oznaczało kolejne zmagania z grawitacją. Dojechałem do Sławkowic i pojechałem na wschód do Bilczyc. Tutaj moja trasa krzyżowała się z drogą na Gdów. Ja jednak pojechałem dalej na wschód w stronę Niegowici. W Bilczycach kątem oka zauważyłem tablicę informującą, że jadę drogą wyremontowaną w przeważającej mierze z pieniędzy unijnych. Kolejny przykład dobrze spożytkowanych funduszy. Dojechałem do Niegowici. Minąłem mały pomnik „naszego” papieża. Większy stoi przy kościele, ale do centrum wioski nie wjeżdżałem. Pomknąłem dalej na północ w stronę drogi 94, czyli dawnej E40. Kiedyś była to ekstremalnie ruchliwa i niebezpieczna droga. Jednak ją także wyremontowano, a od kiedy cały ruch przeniósł się na pobliską autostradę, droga 94 stała się prawie „deptakiem”. Zatrzymałem się przy wiadukcie zauroczony magią wieczornych barw, za co odpowiedzialne było oczywiście słońce. Zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej.
Przejechałem przez Brzezie, dojechałem do wsi Gruszki i skręciłem na zachód. Byłem teraz na drodze, którą wielokrotnie pokonywałem w odwrotnym kierunku, w stronę Puszczy Niepołomickiej. Znam tutaj niemalże każdy kamień. Mogłem więc odprężyć się i obserwując grę kolorów zachodzącego słońca, zmierzałem do domu, by dzielić radość wspólnego wieczoru z moją Moniką.
Chorągwica widziana od południa
Kościół we wsi Brzezie
Droga 94, kiedyś E40. Trudno uwierzyć, że była ekstremalnie ruchliwa. Dzisiaj do Tarnowa jedzie się autostradą…
W krzywym zwierciadle ;)