Reaktywacja
Po tygodniowej przerwie po raz pierwszy wsiadłem na rower. Obawiałem się, że będzie ciężko, bo bynajmniej nie pościłem przez te dni, ale okazało się, że wolny czas był mi potrzebny. Jechało mi się nadzwyczaj lekko, chociaż przez pierwszą połowę trasy walczyłem z przeciwnym wiatrem. Poza tym pogoda była wręcz wymarzona. Błękitne niebo, słońce, idealna temperatura. Nic tylko jechać i jechać. Szkoda, że nie miałem więcej czasu.
Najpierw pojechałem na wschód i różnymi małymi uliczkami dotarłem do ulicy Sucharskiego. Potem skręciłem na zachód. Przejechałem ulicą Bieżanowską i kilka kilometrów dalej skręciłem w stronę terenu PKP Cargo. Znów pojechałem na wschód, a po trzech kilometrach skierowałem się w stronę Rybitw. I znów zmieniłem kierunek na zachodni. Dojechałem do Zabłocia, a potem na Podgórze. Kładka Bernatka zawiodła mnie na drugi brzeg Wisły. Ścieżka rowerowa do Salwatora przypominała centrum miasta w godzinach szczytu. Musiałem uważać, bo wszyscy byli wszędzie. Rowerzyści korzystali z całej szerokości ścieżki niezależnie od tego, w którym kierunku się poruszali, sprowadzając zasadę ruchu prawostronnego jedynie do teorii. Piesi byli wszędzie, a tor ich ruchu był niemożliwy do opisania jakimkolwiek wzorem. Rolkarze lawirowali pomiędzy rowerzystami i pieszymi. Gdy wreszcie dotarłem na Salwator, odetchnąłem z ulgą. Stosunkowo mało uczęszczaną drogą na wałach wiślanych pojechałem w kierunku Bielan. Za Wodociągami skręciłem w ulicę Mirowską i dojechałem do ulicy Księcia Józefa. Skręciłem na zachód i pojechałem do Kryspinowa. Tam zmieniłem skręciłem w stronę Balic, a później w stronę Krakowa. Teraz miałem wiatr w plecy, więc mogłem trochę „poszaleć”. Z centrum miasta pojechałem do Podgórza, a potem skręciłem w stronę domu. Rzadko to robię, ale widząc niezbyt intensywny ruch samochodowy, zdecydowałem się, aby przejechać ulicą Wielicką. Wkrótce potem mogłem delektować się szklaneczką bardzo zimnej Coca-Coli.