Kolejny rowerowy wieczór
Po dwóch łatwych, płaskich, lekkich i przyjemnych przejażdżkach postanowiłem, że dzisiejsza będzie nieco trudniejsza. Nie wiem, czy był to najlepszy pomysł, bo po pięciu dniach pracy, po pięciu porannych pobudkach oznaczających pięć zbyt krótkich nocy, bardziej przypominam zombie niż pełnego energii pasjonata rowerowych eskapad. Mimo to tuż po osiemnastej wyruszyłem w drogę.
Jako, że dość miałem łatwizny, od razu skierowałem się w stronę Kosocic, co oznaczało, że już na początku miałem pod górkę. Potem szybki zjazd w stronę Swoszowic i nawrót w kierunku wioski Gaj. Pokonywałem kolejne pagórki, aż dotarłem do „zakopianki”. Tutaj czekał na mnie podjazd do Libertowa. Pokonywałem go w średnim tempie. Kiedyś bywało znacznie lepiej, ale dzisiaj czułem brak energii. Z Libertowa zjechałem do Skawiny. Lubię ten zjazd i za każdym razem obiecuję sobie, że tym razem nie będę hamował na zakręcie. Kolejny raz nie dotrzymałem obietnicy… Ze Skawiny pojechałem do Tyńca. Nie zamierzałem wracać do domu, więc po dotarciu do Stopnia Wodnego Kościuszko przejechałem na drugi brzeg Wisły i jadąc częściowo pod prąd ulicą Orlą, wspiąłem się do skrzyżowania z Księcia Józefa. Pojechałem do Kryspinowa, a potem do Balic. Dopiero stamtąd wróciłem do centrum Krakowa, a potem wzdłuż Wisły i przez Rybitwy wróciłem do domu.