Przed burzą
Niedziela obudziła mnie pięknym słońcem. Było ciepło, a burze zapowiadano dopiero na popołudnie. Nie mogłem więc zmarnować tak cudownego początku dnia, więc już przed południem wyruszyłem na trasę.
Pomny wczorajszego zmęczenia, kolejny raz wybrałem raczej łatwą drogę, ale tym razem pokonywałem ją na moim podstawowym rowerze. Czułem się o wiele lepiej niż wczoraj, słabość gdzieś odeszła, a zmęczenie spowodowane było raczej „ciężkim” powietrzem. Czuć w nim było, że wcześniej czy później musi pojawić się burza. Regularnie piłem więc wodę mineralną, obserwując jak w upalnym słońcu kropelki potu okrywają moje ciało, tworząc błyszczącą poświatę. Przejechałem niemal identyczny dystans, jak wczoraj, ale czułem się o wiele lepiej. Mam nadzieję, że kondycja powoli powraca.
Gdy wróciłem do domu, nad Krakowem pojawiły się pierwsze ciemne chmury. Najpierw zaczęło grzmieć, a wkrótce pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Po chwili pojawił się grad, a całe niebo pokryło się szarością. Czy nadejdą wreszcie takie dni, gdy z nieba nie spadnie ani jedna kropla wody?