Kaplica
Spodziewając się deszczu, kolejny raz wybrałem się na przejażdżkę na „pancernym rowerze”. Okazało się jednak, że deszczu spadło tyle, co kot napłakał. Ech te prognozy. Nie ma padać – pada. Ma padać – nie pada. Dobrze, że przynajmniej jeździłem trochę w terenie, więc błotniki przydały się. Jeździłem po obrzeżach Krakowa, ale na chwilę zawitałem też do centrum. Jednak na Starym Mieście ruch był tak wielki, że gdybym nie wiedział, iż jest niedziela, pomyślałbym, że mamy typowe, zakorkowane popołudnie. Czy prędzej uciekłem więc na peryferia.
Wciąż odkrywam ciekawe miejsca w moim mieście. Wielokrotnie przejeżdżałem obok Lasku Mogilskiego. Widziałem, że są tam ścieżki, ale jakoś nigdy nie chciało mi się sprawdzić, co znajduje się za fasadą bujnej zieleni. Dzisiaj wreszcie zagłębiłem się w leśny gąszcz. Ujechałem może ze sto metrów i… przede mną wyrosła kaplica. Kryje w sobie 85-cio letnią kopię, a w zasadzie reprodukcję obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Pierwotnie wybudowano dla obrazu malutką kapliczkę i umieszczono ją na dębie. Jednak w 1947 roku postawiono dużą kaplicę, jako wotum wdzięczności za ocalenie od zniszczeń Mogiły i Krakowa. Matka Boska powędrowała na jej szczyt, ale po uszkodzeniu przez wandali, w 1973 roku przeniesiono ją do wnętrza. To nie koniec historii. Dziesięć lat później rozebrano chylącą się ku ruinie kaplicę. Były to jednak czasy, gdy Polacy mówili jednym głosem, a sprzeciw komunistycznej władzy wyrażali między innymi poprzez manifestację wiary. Nie dziwi zatem fakt, że w 1986 roku stanęła nowa, większa kaplica i stoi tam do dzisiaj. Zatrzymałem się na chwilę, bo lubię takie miejsca, które otulają mnie swym spokojem.
Gdy byłem już blisko domu, przejeżdżałem obok położonego nieopodal Domu Spokojnej Starości. W niedzielę parkuje tam sporo samochodów, bo przecież wypada dzieciom chociaż raz na jakiś czas odwiedzić tych, którzy poświęcili im nieraz kilkadziesiąt lat swojego życia. Właśnie z jednego samochodów wysiadała rodzina. On, ona i ono, czyli tak na oko, jedenastoletnia córka. Do mych uszu dotarły strzępy dialogu:
On: Tylko niech ten baran nie zabierze Ci dużo czasu.
Ona: Baran, nie baran, to jednak mój ojciec. Już o tym rozmawialiśmy.
On: Ja zostaję w samochodzie. Pospiesz się.
Niezły przykład do dziecka. Ciekawe, jak ono potraktuje tych „baranów” za 30-40 lat. Co za świat…
Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej w Lasku Mogilskim
Ot, mała przeszkoda ;)