Jak dziecko
Nadszedł wreszcie ten dzień. Dzień, na który czekałem od momentu, gdy zakończyłem prace nad nowym rowerem. Chciałem, aby był ciepły, słoneczny, wiosenny i prawie taki był. Prawie, bo pomimo słońca na błękitnym niebie, temperatura była raczej umiarkowana, a na dodatek wiał silny północno-wschodni wiatr. Nie chciałem jednak dłużej czekać.
Cóż, mężczyzna podobno zawsze pozostaje dzieckiem, tylko kupuje coraz droższe zabawki. Pomiędzy pierwszym w życiu plastikowym modelem autka, a najnowszym modelem Jaguara jest niewidzialna relacja, dowodem której jest dokładnie ta sama radość. Jej forma może się oczywiście zmieniać, bo dorosły facet niekoniecznie będzie podskakiwał i klaskał rękami, ale gdyby życie nie uczyło nas zagłuszać spontaniczności, to kto wie? Ja także nie tańczyłem niczym dziki wokół ognia, ale nie ukrywam, że wsiadając po raz pierwszy na nowy, czysty, błyszczący, pachnący nowością rower, czułem się właśnie tak jak dzieciak, który dostał nową zabawkę. Przeżegnawszy się (zawsze to czynię), z namaszczeniem położyłem dłonie na kierownicy, wpiąłem buty w pedały i ruszyłem.
Pomimo wielkiej ekscytacji i radości, zamierzałem bardzo poważnie podejść do dzisiejszej przejażdżki i skoncentrować się na dokładnym przetestowaniu roweru. Oczywistą oczywistością jest, że rower na stojaku serwisowym może działać zupełnie inaczej, niż poddany obciążeniom w realnych warunkach. Zakładałem, że przejadę góra czterdzieści kilometrów, ale na wszelki wypadek wziąłem ze sobą dwa bidony z życiodajnym płynem. Ruszyłem na wschód, czyli pod wiatr. Od razu zauważyłem, że pomimo silnego wiatru, jadę szybciej niż zazwyczaj. To jednak mogło być skutkiem faktu, że byłem po prostu wyspany i wypoczęty. Jednak mijały kolejne kilometry, a ja ciągle jechałem stosunkowo szybko. Zauważyłem też, że poruszam się prawie bezgłośnie. Do mych uszu dobiegał jedynie szum opon i nic więcej. I nie było to tylko cechą nowego roweru, gdzie każde łożysko jest świeżo nasmarowane i nic nie zakłóca poprawnej pracy mechanizmów. Moje wcześniejsze aluminiowe ramy miały zwyczaj przenoszenia, a wręcz wzmacniania różnych dźwięków. Karbon je wytłumia je, więc nawet zmiana przełożenia przedniej przerzutki na mniejsze, zamiast spodziewanego metalicznego uderzenia, skutkowała jedynie wygłuszonym puknięciem. Czas mijał, a wraz z jego upływem, proporcjonalnie rosło moje zadowolenie. Wszystko działało idealnie. To zawsze cieszy, a zwłaszcza wtedy, gdy używa się czegoś, co wcześniej samemu się zbudowało. Czytając mądre artykuły dowiedziałem się, że najbardziej widocznym efektem jazdy na lekkim rowerze z lekkimi kołami, jest sprawność z jaką pokonuje się podjazdy. Od dzisiaj wiem, że to prawda. Nie mam postury anorektyka, nie używam EPO ani żadnych innych hormonów, nie zażywam leków na astmę, więc każdy podjazd oznacza uczciwe wytaszczenie mojej słusznej masy na samą górę. Dzisiaj niezależnie od tego, czy wiało z przodu, z tyłu, czy z boku, miałem wrażenie, że rower sam wspina się na wzniesienia. Po prostu bajka. Obawiałem się trochę o nowe siodełko, albo raczej o jego wpływ na… część ciała, która zaczyna się w miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Nieco inny kształt niż w poprzednim rowerze sugerował, że muszę się do niego przyzwyczaić. Ale i z tym nie miałem problemu. Wszystko było więc bliskie ideału, a jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to amortyzator, który był trochę zbyt miękki jak na dzisiejszą trasę. Następnym razem dopompuję go nieco mocniej.
Przejechałem czterdzieści kilometrów, ale nie zamierzałem kończyć. Wszystko działało, nie czułem zmęczenia, a przezornie zabrane dwa bidony, zapewniały „paliwo” na dalszą drogę. Jechałem więc i jechałem, a mijani ludzie musieli patrzeć się na mnie jak na wariata, bo uzewnętrznieniem mojego zadowolenia był uśmiech na twarzy. W końcu przypomniałem sobie, że nie samym rowerem żyje człowiek i warto byłoby wrócić do domu na niedzielny obiad.
To był niezwykle udany test. Prognoza pogody na najbliższe dni jest optymistyczna, a więc teraz nadejdzie czas na czerpanie radości nie tylko z samej jazdy na rowerze, ale przede wszystkim z możliwości odwiedzania i poznawania nowych, cudownych miejsc. Tak naprawdę to nie sprzęt, ale niepowtarzalny urok rowerowych wycieczek i klimat odwiedzanych miejsc są najważniejsze, ale dzisiaj wyjątkowo było trochę inaczej. Czyż nie napisałem na początku, że mężczyzna podobno zawsze pozostaje dzieckiem?