Niedziela
Jeśli jest niedziela i jest piękna pogoda, to można być pewnym, że do parków i na deptaki ruszą tysiące ludzi spragnionych słońca i ciepła. Doświadczenie uczy, że trzeba wtedy omijać najpopularniejsze szlaki lub poruszać się po nich wolno i dostojnie, niczym hrabina w powozie. Nie inaczej było dzisiaj. Pomimo, że starałem się trzymać z daleka od krakowskich kanonów spacerowo-rowerowych, kilka razy moja trasa skrzyżowała się z nimi i mogłem zobaczyć tłumy krakowian w całej swej okazałości. Wśród nich starali się utrzymać równowagę rowerzyści, co wcale nie było takie łatwe, biorąc po uwagę, że musieli lawirować pomiędzy biegającymi dokoła psami na smyczach i biegającymi dookoła dziećmi bez smyczy. Czas poświęcony na naukę akrobacji pozwalał jednak na złapanie oddechu, bo dzisiaj, podobnie jak wczoraj, dosyć mocno wiało. Miałem nawet wrażenie, że wieje zewsząd, bo gdzie bym nie skręcił, jechałem pod wiatr. W końcu okazało się, że wiało mniej więcej z północy, ale czasem był to bardziej północny wschód, a czasem bardziej północny zachód. Po wczorajszej przejażdżce, po której czułem się trochę zmęczony, dzisiaj jechałem raczej rekreacyjnie i po niecałych dwóch godzinach wróciłem do domu, by oddać się innej mojej pasji – muzyce. Tuż po dwudziestej w radiowej Trójce rozpocznie się koncert Raya Wilsona, na co dzień mieszkającego w Polsce, byłego wokalisty Genesis. To jeden z moich ulubionych wokalistów, więc na ten czas zapomnę o rowerze.