Słoneczny dylemat
Pora jest już dosyć późna, a ja usiłuję zebrać myśli i napisać małe co nieco o dzisiejszej przejażdżce. Była wszakże nieco inna od poprzednich, bo… świeciło słońce. W tym roku to prawdziwa rzadkość. Niestety wraz ze słońcem nie przyszło jeszcze wiosenne ciepło. Temperatura w okolicach 7°C to wszystko, czego się mogłem dzisiaj spodziewać. Miałem więc typowy dla kobiety dylemat: co na siebie włożyć? Jednak w odróżnieniu od przedstawicielek płci powszechnie uważanej za piękną, nie miałem do wyboru całej szafy. Zgodnie z moją profesją problem został sprowadzony do zero-jedynkowego dylematu: kurtka zimowa czy ocieplana bluza? Wybór padł na bluzę, ale założyłem pod nią jeszcze dwa podkoszulki. Tak na wszelki wypadek. I tak oto późnym popołudniem wybrałem się na przejażdżkę.
Plan był prosty. Najpierw dojazd do centrum miasta, potem przeskok w okolice Ronda Ofiar Katynia, przejazd do Rząski, a następnie do Balic. Powrót do Krakowa przez Wolę Justowską, a na koniec dojazd do domu od strony Rybitw. Początkowo byłem trochę wspomagany przez niezbyt mocny, południowo-wschodni wiatr. Szybko rozgrzałem się i nie czułem chłodu. Na ciepło mogłem liczyć wyłącznie w słońcu. W zacienionych miejscach było zwyczajnie zimno. Po około godzinie dotarłem do Balic. Słońce zbliżało się już ku horyzontowi i z każdą chwilą temperatura stawała się coraz niższa. Na domiar złego musiałem teraz jechać pod wiatr. Dodatkowe podkoszulki, które założyłem pod bluzę okazały się niewystarczające i zaczęło mi być po prostu zimno. Jedynym elementem grzewczym był organizm, który poddany wysiłkowi, oddawał ciepło. Jechałem więc bez żadnych postojów. Czas płynął, temperatura ciągle spadała, ale na szczęście byłem coraz bliżej domu.
W końcu dotarłem w domowe pielesze i zaaplikowałem sobie gorącą herbatę z sokiem malinowym. No i jeszcze kieliszeczek pysznej, wiśniowej nalewki. No dobra… Dwa kieliszki.