Ale jajo
Wielka Sobota nie przyniosła żadnych większych zmian w pogodzie, nie licząc topniejącego śniegu, który utworzył bajora na ulicach i ścieżkach rowerowych. Mimo tego nie zamierzałem siedzieć w domu i świąteczne, kulinarne eksperymenty świadomie odłożyłem na popołudnie.
W przeciwieństwie do ostatnich przejażdżek, dzisiaj było prawie bezwietrznie. Dzięki temu jechałem równo, niezależnie od wybranego kierunku. Poruszałem się wyłącznie po mieście, przygotowującym się do jutrzejszych świąt. Musiałem więc uważać na ludzi spieszących po ostatnie zakupy, no i oczywiście na tych wszystkich, którzy podążali do kościołów, aby święcić pokarm. Tradycja ta trzyma się mocno, aczkolwiek jest chyba – delikatnie mówiąc – nieco wypaczana. Do takiego wniosku doszedłem, gdy minąłem ludzi taszczących wielki kosz, w którym zauważyłem strusie jajo. Połamanie się takim jajem, to dopiero musi być przeżycie. Religijny wydźwięk takiego przełamania zapewne też jest proporcjonalnie większy niż w przypadku jaja kurzego.
Koszyki, dzieci, które radośnie niosły je do kościołów, wlewały trochę barw w ten szary dzień. Czas płynął bardzo szybko i ani się obejrzałem, jak minęły prawie trzy godziny. Nadszedł czas, aby wrócić do domu, zabłocone rowerowe ciuchy wrzucić do pralki, rower powiesić na ścianie, zakasać rękawy i aktywnie wziąć udział w przygotowaniu świąt. Ale to już inna historia…
PKP Cargo, czyli droga wzdłuż torów
Rodzi się nasze „krakowskie” Colloseum, czyli hala widowiskowo-sportowa na Czyżynach
Park AWF w zimowej scenerii na wiosnę ;)