Przez błoto
Dwa dni urlopu na początku tygodnia sprawiły, że miałem wyjątkową okazję, aby w przedpołudnie dnia powszedniego wyskoczyć na rower. Promienie słońca i błękitne niebo zdawały się zapraszać do wyjścia z domu, co też uczyniłem. Zastanawiałem się, czy z okazji tak pięknego dnia nie umyć roweru przed jazdą, ale ostatecznie się rozmyśliłem, nie chcąc tracić ani jednej słonecznej chwili. Pomyślałem, że zrobię to dopiero po powrocie. I to była dobra koncepcja...
Wybrałem się w kierunku centrum miasta, a potem wpadłem na pomysł, aby pojechać w stronę Stopnia Wodnego Kościuszko wałem wiślanym wzdłuż ulicy Księcia Józefa. Wiedziałem oczywiście, że od strony ulicy Wioślarskiej ciągle nie ma utwardzonego wjazdu na ścieżkę rowerową, ale liczyłem, że słońce chociaż trochę utwardziło grunt. Będąc pewnym, że sobie poradzę, na niskim przełożeniu zacząłem jechać przez trawę. Szło mi całkiem nieźle, lecz gdy do przejechania pozostało mi góra sześć metrów, trawa się skończyła i wjechałem na ubitą ziemię... Niestety okazało się, że nie jest to ziemia, lecz jakaś substancja glino-podobna. Brnął przez nią coraz wolniej i wolniej, aż na półtora metra przed asfaltem musiałem się poddać, bo błoto całkowicie zakleiło koła. Zsiadłem z roweru. Stopa zanurzyła się w grząskiej mazi. Doczłapałem do ścieżki i oceniłem straty. Buty ubłocone prawie po kostki, opony „zarośnięte” gliną na szerokość amortyzatora, całkowicie zablokowane hamulce. Usiłowałem oczyścić sprzęt, ale było to praktycznie niemożliwe. Zrzuciłem tylko trochę błota i z trudem ruszyłem przed siebie, strzelając we wszystkie strony brązowym świństwem. Z każdym przejechanym metrem rower stawał się więc coraz lżejszy, ale i tak był pewnie ze dwa, może trzy kilogramy cięższy niż zwykle. Dopiero przy Kolnej zrobiłem sobie dłuższy postój i oczyściłem nieco sprzęt.
Droga powrotna minęła już bez żadnych niespodzianek, nie licząc mniejszych lub większych zgrzytów i pisków dochodzących z każdego zabłoconego zakamarka roweru. Ciuchy powędrowały do pralki, buty do szorowania, a rower na stojak montażowy. Nadszedł czas nie tylko na dokładne umycie, ale i pozimowy przegląd połączony z tradycyjnymi wiosennymi modyfikacjami.
Pamiątka wjazdu na ścieżkę rowerową
Przedwiośnie na Kolnej
Kolejny „bałwan” do kolekcji