Pożegnanie stycznia
Koniec miesiąca przyniósł odwilż, która w dwa dni zabrała prawie cały śnieg, zalegający krakowskie chodniki i ścieżki rowerowe. Skorzystałem z tej okazji i wieczorem wybrałem się na przejażdżkę. Jeździłem wyłącznie po „twardych” szlakach, bo próba skrócenia sobie trasy i przejazd przez drogę dziesiątej kategorii odśnieżania, zakończył się zakopaniem w głębokim, mokrym, ciężkim śniegu. Jazda po nadmorskiej plaży to „pikuś” w porównaniu do roztapiającego się śniegu. Po tym nieudanym eksperymencie unikałem podobnych przygód i grzecznie trzymałem się dobrej nawierzchni. Dobrej, to pewne nadużycie językowe, albowiem spod topniejącego śniegu wyłażą wszelkiej maści dziury. Jak co roku. Normalka.
Kończy się pierwszy miesiąc roku i coraz bliżej do wiosny. Byle jeszcze przeżyć luty, który przeważnie przynosi największe mrozy. Ja raczej nie będę się nudził, bo buduję nowy rower, którym zamierzam w tym roku podbijać nie tylko małopolskie szlaki. A oprócz tego robię gruntowny przegląd mojego dotychczasowego podstawowego roweru, którym w tym roku będzie jeździć Monika, dzieląc wraz ze mną tę cudowną pasję. I oby tak właśnie się stało…
Kto powiedział, że rower to proste urządzenie? A przecież to tylko część elementów…