Libertów, Skawina, Tyniec
Byłoby ciężkim grzechem nie skorzystać z daru niebios, jakim była dzisiejsza cudowna pogoda. Szybko zadecydowałem, że sobotni obiad przekładam na godzinę 16 i równie szybko przebrałem się, by niedługo po godzinie jedenastej wybrać się na przejażdżkę.
Było w miarę ciepło, więc zrezygnowałem z kurtki na rzecz ocieplanej bluzy. Po przejechaniu pierwszych kilometrów trochę tego żałowałem, ale wkrótce rozgrzałem się i nie było mi zimno. Nie miałem ustalonego planu, ale liczyłem, że coś się „urodzi” w trakcie jazdy. No i faktycznie tak się stało. Najpierw pojechałem do Kosocic, a potem skierowałem się w stronę Swoszowic. Tam wpadłem na pomysł, aby pojechać do Libertowa, a potem do Skawiny. Pierwsza część trasy była więc mocno pagórkowata. Poruszałem się drogami, na których tańczyły złote liście, poruszane delikatnymi powiewami południowego wiatru. Wszędzie było widać, że to apogeum złotej polskiej jesienie i już niedługo ostatnie liście oderwą się od matczynych gałęzi, by wolno opaść na ziemię. Widok ten wywołał we mnie nostalgię i postanowiłem zatrzymać się na chwilę w skawińskim parku, aby uwiecznić ten obraz i zatrzymać się na chwilę w pędzie codzienności.
Po kilku minutach ruszyłem w dalszą drogę. Pojechałem do Tyńca, a potem wróciłem do Krakowa, jadąc standardowym szlakiem, czyli Wiślaną Trasą Rowerową. Gdy dojechałem w okolice Podgórza, postanowiłem, że nastał już czas, aby wypić gorącą herbatę. Do domu wróciłem niedługo po czternastej.
Park w Skawinie w jesiennych klimatach
Park w Skawinie w jesiennych klimatach