W chłodnego wiatru porywach
Pierwszy dzień jesieni był słoneczny, co wcale nie oznaczało, że było ciepło. Kilkanaście stopni było wszystkim, na co mogłem liczyć, a na dodatek wiał silny zachodni wiatr, który powodował, że odczuwalna temperatura była sporo niższa. Nie byłem zadowolony z tego powodu, bo spora część dzisiejszej trasy, którą naprędce zaprojektowałem sobie w MapSource, miała wieść na zachód.
Zaopatrzywszy organizm w stosowną dawkę węglowodanów, wyjechałem z domu w porze obiadowej. Najpierw czekał mnie dojazd do ulicy Mirowskiej i podjazd ulicą Orlą do ulicy Księcia Józefa. Tam „oficjalnie” rozpoczynała się moja trasa.
Na początku pojechałem do Kryspinowa. Z powodu silnego wiatru wcale nie czułem, że większą część tego etapu stanowił zjazd. Z Kryspinowa pojechałem do Liszek, w których skręciłem na północ, by po dwóch kilometrach zameldować się w Cholerzynie. Tam skręciłem na zachód i znowu miałem wiatr prostu w twarz. Walczyłem z nim przez trzy kilometry, bo tyle dzieliło mnie od Mnikowa. W Mnikowie skręciłem na północ i po chwili rozpocząłem pierwszy poważniejszy podjazd na dzisiejszej trasie. Przez dwa i pół kilometra jechałem w górę. Podjazd zakończył się nieopodal wiaduktu na autostradzie Kraków – Katowice. Jeszcze jakieś dwieście, trzysta metrów, nawrót w prawo i… nareszcie wiatr w plecy. No i solidny zjazd, na którym nie mogłem za bardzo poszaleć, bo boczna droga biegnąca wśród zabudowań wsi Chrosna jest wyjątkowo wąska. Wkrótce dojechałem do Morawicy, a zaraz potem do Aleksandrowic, gdzie ponownie skręciłem na północ. Jechałem w stronę Kleszczowa wśród pięknych lasów, których widok łagodził trudy podjazdu, osiągającego miejscami 15-to procentowe nachylenie. Pokonywałem kolejne dziesiątki metrów w poziomie i kolejne metry przewyższeń, by tuż za Kleszczowem osiągnąć najwyższy punkt trasy i wjechać do lasu. Niedługo potem kolejny raz zmieniłem kierunek i pojechałem na wschód. W lesie nie czułem powiewów wiatru, więc nic mi nie przeszkadzało, ani nie pomagało. Droga wiodła delikatnie w dół, więc jechałem raczej szybko, tym bardziej, że nie spotykałem na szlaku zbyt wielu turystów. Las skończył się przed Zabierzowem, a ja pojechałem dalej, by przez Brzezie i Modlniczkę dotrzeć do Modlnicy. Tam przejechałem na drugą stronę trasy olkuskiej i po chwili byłem już na przedmieściach Krakowa, na ulicy Władysława Łokietka.
Czekał mnie jeszcze przejazd przez całe miasto, ale robiłem to już tak wiele razy, że podaruję sobie opis tej części trasy. W każdym razie, mniej więcej po godzinie jazdy przez Kraków, dotarłem nareszcie do domu, gdzie profilaktycznie wypiłem sobie gorącą herbatę z sokiem malinowym.
Droga przez las w okolicach Kleszczowa