Popołudniową porą
Po sobotniej pechowej wyprawie mój podstawowy rower powędrował na stojak serwisowy w oczekiwaniu na nowy wentyl. Nie chciałem jednak tracić okazji do przejażdżek, więc wczoraj sprężyłem się i chcąc nie chcąc, dokończyłem przebudowę drugiego roweru, którego używam od późnej jesieni do wczesnej wiosny.
Zanim wybrałem się na przejażdżkę, zastanawiałem się, jak mam się ubrać. Popołudnie było pogodne i ciepłe, ale spodziewałem się, że jeszcze przed zachodem słońca może się ochłodzić. Dlatego włożyłem na siebie ocieplaną bluzę z długim rękawem. Trafiłem w dziesiątkę. Wkrótce po wyjeździe zaczęło się ochładzać, a gdy zaszło słońce, zrobiło się wręcz zimno.
Nie miałem specjalnego pomysłu na dzisiejszą trasę. Zamierzałem sobie po prostu trochę pojeździć i odstresować po nieco frustrującym dniu w pracy, gdzie nie wszystko co zrobiłem, działało zgodnie z moimi oczekiwaniami. Zamiast więc przynieść niepowodzenia do domu, zostawiłem je pod drzwiami i potem zabrałem ze sobą na przejażdżkę, aby spokojnie zastanowić się, jak jutro rozwiązać problem. Jadąc pomyślałem, że może wybiorę się do pechowego (od soboty) miejsca i spróbuję znaleźć to coś, co urwało mi wentyl, a może i jego samego. Pojechałem więc na polną drogę, która na planie miasta jest ulicą (sic!) o nazwie Krzyżówka. Niestety niczego nie znalazłem. Ulicą Balicką wróciłem więc do centrum miasta, przejechałem przez Stare Miasto, a gdy zapadł zmrok wróciłem do domu.