Krzywda
To nie tak miało wyglądać. Na dzisiejsze popołudnie zaplanowałem sobie trasę w GPS, zamierzając odwiedzić tereny położone na północny wschód od miasta. Zjadłem obiad, spakowałem się, przebrałem i nie tracąc czasu, bo przecież zmierzch zapada coraz wcześniej, wyruszyłem w drogę.
Na początek planowałem dojazd do Nowej Huty, ale nie najkrótszą drogą, lecz troszeczkę naokoło. Pojechałem więc w stronę Płaszowa, a następnie skręciłem w Powstańców Wielkopolskich i… gdybym wybrał krótszą drogę, zapewne zrealizowałbym swoje dzisiejsze plany. Jadąc ścieżką rowerową nie zauważyłem , że wśród wielu leżących na niej (sic!) różnych śmieci, jest niewielki fragment rozbitej butelki, której żywot zakończył w tym miejscu zapewne jakiś menel, wracając po nocnej libacji z nieodległych Bagrów. Usłyszałem charakterystyczne chrupnięcie i po chwili zostałem spryskany kropelkami zielonej cieczy. Bynajmniej nie był to absynt, ale… uszczelniacz do opon. Zatrzymałem się, aby ocenić straty. Przednia opona była rozcięta, tylna wydawała się w porządku. Teoretycznie mogłem jechać dalej, bo rozcięcie zostało zatkane przez uszczelniacz „Slime”, który kolejny raz się sprawdził. Zdecydowałem się jednak, że wrócę do domu. Pomimo uszczelnienia, uciskanie opony w miejscu przebicia powodowało, że otwór nieco się powiększał i kolejna porcja uszczelniacza wystrzeliwała w powietrze. Czekało mnie kilkadziesiąt kilometrów jazdy i nie chciałem ryzykować. Zawróciłem więc nieopodal ulicy – nomen omen – Krzywda.
Nie mogę jednak powiedzieć, że popołudnie było zmarnowane. Ponieważ wcześniej wróciłem do domu, mogłem z mniejszym niż zwykle poślizgiem oglądnąć kolejny etap wyścigu Veulta a Espana. Było warto. Alberto Contador, który wydawał się murowanym kandydatem do zajęcia… drugiego miejsca w klasyfikacji generalnej, na kilkadziesiąt kilometrów przed metą popisał się skuteczną ucieczką i zwyciężył, stając się jednocześnie nowym liderem.
Kolejny raz, niczym bumerang rzucony w przestrzeń myśli, powraca pomysł, aby kupić szosówkę…