Bez słońca
Pierwszy wrześniowy weekend nie był specjalnie piękny. To jednak miało swoje niezaprzeczalne „rowerowe” zalety. Nieco niższa temperatura i brak palącego słońca powodują, że zdecydowanie wolniej tracę wodę, mniej się męczę i mogę spokojnie jechać.
Początkowo zamierzałem zrobić sobie dłuższy pozamiejski wypad, ale niestety miałem czas dopiero późnym popołudniem i wyjechałem około siedemnastej. Niebo było przykryte szczelną warstwą chmur, wiał delikatny wschodni wiatr, a temperatura oscylowała w okolicach 20 °C. Jeździłem częściowo po mieście, a częściowo poza miastem. Kolejne kilometry pokonywałem w niezłym tempie i bez specjalnego zmęczenia. Jechało mi się na tyle dobrze, że do domu wróciłem głównie dlatego, że zapadł już zmierzch. Używając terminologii sportowej mogę powiedzieć, że trafiłem z formą na sam koniec lata. Szkoda, że tak późno, bo nie uda mi się już zrealizować w tym roku niektórych wycieczkowych planów, których powodzenie zależało od mojej dyspozycji. Ale to nic, zostaną na następny rok.