Odcięcie w pełnym słońcu
Podkusiło mnie, aby tuż przed południem wybrać się na rower. Zamierzałem pojechać w kierunku Tyńca, dojechać do toru kajakowego, przejechać na drugą stronę Wisły i wzdłuż jej północnego brzegu wrócić do miasta. Żar lał się z nieba, ale nie zważałem na to, tylko podobnie jak wczoraj, wyposażyłem się w dwa pełne bidony, do plecaka włożyłem dodatkowy litr płynu i pomknąłem przed siebie. Na asfalcie upał był jeszcze większy. Temperatura przekroczyła 40° C. Mimo to, w miarę sprawnie i szybko poruszałem się przed siebie, starając się regularnie uszczuplać zawartość bidonów. Gdy dotarłem do toru kajakowego przy Kolnej i zobaczyłem budkę z lodami i napojami, pomyślałem, że warto byłoby uzupełnić zapas wody. Kupiłem więc półtora litra wody mineralnej za – uwaga – 4,50 zł. To się nazywa biznes! 200% marży! Litr powędrował do bidonu, a pozostałe pół litra wlałem w siebie i ruszyłem w dalszą drogę.
Przejechałem na drugi brzeg Wisły i korzystając z niedawno przedłużonej ścieżki rowerowej, pojechałem w kierunku Salwatora. Potem skręciłem w lewo i dotarłem do Błoń. Okrążyłem je, dojechałem do Plant i jadąc wzdłuż nich dotarłem do ulicy Kopernika. Potem przeskok do Al. Powstania Warszawskiego, Rondo Grzegórzeckie, Most Kotlarski… I wtedy straciłem „zasilanie”. Pomimo tego, że w trakcie jazdy dużo piłem, zupełnie mnie odcięło. Ostatnie kilometry pokonywałem w spacerowym tempie i było to raczej toczenie się, niż jazda.
Buch - jak gorąco! Uch - jak gorąco! Puff - jak gorąco! Uff - jak gorąco!