Jak po grudzie
Dzisiejsza przejażdżka już od początku jakoś się nie układała. Czy sprawił to upał, zmęczenie, niewyspanie, brak odpowiedniej diety, czy kilkudniowa rowerowa abstynencja – tego nie wiem. Faktem jest, że już po przejechaniu pierwszego kilometra byłem zmęczony. Jechałem jednak dalej licząc na to, że później będzie lepiej. Czas płynął, pot spływał po twarzy, a forma nie wzrastała. Dodatkowo sprawę pogarszał fakt, że jechałem w stronę Niepołomic, a właśnie ze wschodu wiało i to całkiem solidnie. Brnąłem dalej wiedząc, że przyjdzie moment, kiedy zmienię kierunek, a wówczas otrzymam od natury wspomaganie.
W Niepołomicach przejechałem przez most na Wiśle i pojechałem w kierunku Ruszczy, a następnie Nowej Huty. Jadąc na zachód czułem się już znacznie lepiej, bo przecież nie musiałem walczyć z wiatrem. Brakowało mi jednak tej świeżości, którą zawsze odczuwam, gdy przez kilka dni nie jeżdżę na rowerze, a organizm jest w pełni wypoczęty i gotowy na nowe wyzwania.
Dojechałem do centrum Krakowa, pokręciłem się trochę po Starym Mieście, a potem skierowałem się w stronę domu. I znowu przez jakiś czas jechałem pod wiatr, który jakby zelżał nieco pod wieczór. Na kilometr przed celem, oba bidony były już suche, a powietrze zdawało się nie zawierać tlenu. Po raz pierwszy od bardzo dawna, wróciłem do domu naprawdę zmęczony.
Tam na polu stoi krowa, cierpi, bo już pełna mleka…
Pomnik Lotników Polskich i…
…Autobus Piłkarzy Angielskich