Słońca przebudzenie
Po kilku pochmurnych, deszczowych i chłodnych dniach, które zupełnie nie pasowały do czerwca, skutecznie odbierając radość życia i zmuszając do mało produktywnego spędzania wolnego czasu, nastąpiło nareszcie przebudzenie i na błękitnym niebie zagościło słońce. Siedziałem w pracy, pochłonięty absolutnie fascynującą czynnością modyfikacji schematu bazy danych, czyli czymś, co dla normalnego człowieka stanowiłoby zapewne czarną magię, a w najlepszym razie wydawałoby się nudne, jak czterdzieści trzy tysiące dwieście trzydziesty drugi odcinek Mody na sukces. Od czasu do czasu odrywałem jednak wzrok od monitorów, by z radością spojrzeć za okno. Wiedziałem, że dzisiaj nareszcie wyrwę się z domu, by samotnie, słuchając jedynie szumu opon, odreagować kilka ostatnich dni.
Wyjechałem dopiero po osiemnastej. Wcześnie musiałem zrobić nieco większe weekendowe zakupy. Najpierw wybrałem jedną z moich standardowych tras, czyli dojazd do centrum od strony Rybitw. Potem przejechałem przez Kazimierz i ulicę Miodową. Jadąc wzdłuż torów kolejowych dotarłem do Daszyńskiego, a następnie do Galerii Kazimierz. Dojechałem do Ronda Grzegórzeckiego, a później do Ronda Mogilskiego. Przejechałem Rakowicką i Prandoty, Kamienną, Wrocławską i Łokietka. Bocznymi ulicami dotarłem do ulicy Jasnogórskiej. Tam zatrzymałem się na chwilę, by zadzwonić do Moniki, która dzisiaj miała do mnie przyjechać. Powiedziała, że niedługo wyjeżdża, a więc miałem jakieś półtorej godziny, aby dotrzeć do domu. Nie ułatwiłem sobie tego zadania, ponieważ zamiast wybrać najkrótszą drogę, pojechałem do Rząski, a potem do Balic. Dopiero za Balicami skręciłem w stronę Woli Justowskiej, dojechałem do Salwatora, jadąc wzdłuż Wisły dotarłem do Podgórza. Jeszcze tylko ulica Wielicka i byłem w domu.
Złocisty napój czeka w lodówce. Poczekam jeszcze, aby nie delektować się nim w samotności. Zapowiada się piękny weekend…
Początek weekendu