Odprężenie w wietrze
Kolejne godziny spędzone w pracy nad analizą kodu źródłowego spowodowały, że wracając do domu, marzyłem, aby wyłożyć się wygodnie przed telewizorem i w spokoju oglądnąć kolejny etap Giro d’Italia. Jednak czym bliżej domu byłem, tym bardziej dochodziłem do przekonania, że istnieją zdecydowanie lepsze formy odprężenia po ciężkim dniu i gdy wysiadałem z czegoś, co przy pewnej dozie wyobraźni można byłoby nazwać samochodem, wiedziałem już, że ucieknę stąd na dwóch kołach i będzie to najlepszą formą odpoczynku.
Po zjedzeniu namiastki obiadu i krótkiej rozmowie z Moniką, która w to popołudnie zamierzała dzielnie przedzierać się przez meandry pracy dyplomowej, przebrałem się, patrząc na termometr, zatankowałem do pełna oba bidony i wyruszyłem przed siebie.
Plan trasy rodził się spontanicznie. Na początku pojechałem w stronę Niepołomic, czyli niemalże dokładnie pod wiatr, który dzisiaj także dawał się we znaki. Na tym etapie nie było mowy, aby choć na chwilę przestać pedałować i toczyć się siłą rozpędu. Przed Węgrzcami Wielkimi skręciłem w kierunku wioski Grabie i od tej strony wjechałem do Niepołomic. Nie zamierzałem kierować się do centrum, ale skręciłem na północ i dojechałem do mostu na Wiśle. Tutaj zmieniłem kierunek i pojechałem w stronę Nowej Huty, ale nie główną drogą, lecz bocznymi ulicami w kierunku Osiedla Ruszcza. Przejechałem tunelem pod torami kolejowymi, minąłem zakład karny. Teraz miałem wiatr w plecy, więc jazda stała się o wiele łatwiejsza. Przejechałem przez Grębałów, minąłem zalew, dotarłem do ulicy Powstańców i niedługo potem pojawiłem się w okolicach Alei 29 Listopada. Dojechałem do Pachońskiego, przejechałem obok Parku Wyspiańskiego i skierowałem się w stronę Wrocławskiej. Potem jeszcze Mazowiecka, Krowoderska, Szlak, Warszawska, Plac Matejki, Basztowa, Westerplatte, Kopernika, Powstania Warszawskiego, Kotlarska i już byłem po drugiej stronie Wisły. Tym razem nie wracałem do domu przez Rybitwy, tylko ulicami Wielicką, Bieżanowską i Jerzmanowskiego.
Zasiadając późnym wieczorem przed szklanym ekranem, pomyślałem, że niezależnie od wszystkiego, co mnie otacza, co dzieje się w moim życiu (a przecież dzieje się tak wiele), rower w zależności od potrzeby jest najlepszą formą odprężenia, odreagowania, „naładowania akumulatorów”, bycia bliżej natury, a czasem po prostu ucieczki od szablonowego i banalnego dnia. Dobrze jest mieć taką pasję.
Zadzwonił telefon. Teraz mogłem udać się myślami w zupełnie inną podróż…
Wieczorne słońce