Kraków i okolice
Odkąd zawładnęła mną rowerowa pasja, staram się nie iść na łatwiznę i czerpiąc pełnymi garściami z małopolskiej topografii, regularnie poruszam się po szlakach, które do płaskich nie należą. Oczywiście nie mówię tutaj o podjazdach na miarę legendarnego L’Alpe d’Huez czy choćby naszego rodzimego Gliczarowa, ale każdy, choćby kilkusetmetrowy odcinek trasy o nachyleniu przynajmniej 8%, pozwala mi poczuć prawdziwą radość z jazdy. Być może jest to specyficzną formą masochizmu, ale lubię „czuć” w nogach to charakterystyczne zmęczenie po trudach przejażdżki.
Dzisiaj miało być burzowo, a front atmosferyczny miał dotrzeć nad Małopolskę z zachodu. Tymczasem popołudniu bardzo mocno wiało ze wschodu, co raczej wykluczało możliwość, że z dokładnie przeciwnego kierunku nadciągną burzowe chmury. Wiatr był w porywach na tyle silny, że trzeba było mocno trzymać kierownicę, aby nie zboczyć z drogi. Najpierw pojechałem na południe w okolice Kosocic. Już po kilku kilometrach czekał mnie pierwszy podjazd i pierwsza w dniu dzisiejszym „górska premia”. Potem zjechałem do Swoszowic, ale nie skierowałem się tak, jak zwykle w stronę ulicy Zakopiańskiej, ale pojechałem jeszcze dalej na południe i dopiero w okolicy Lusiny skręciłem na zachód, aby po niecałych dwóch kilometrach przejechać na drugą stronę „zakopianki”. Teraz czekał mnie półtorakilometrowy wyjazd do Libertowa o przewyższeniu osiemdziesięciu metrów. Nagrodą za trud był późniejszy zjazd do Skawiny, gdzie pewnie spokojnie mógłbym przekroczyć siedemdziesiątkę, gdybym tylko nie użył hamulców przed jednym z zakrętów. Przejechałem przez Skawinę, dotarłem do Tyńca, a potem do Stopnia Wodnego Kościuszko, gdzie przejechałem na drugi brzeg Wisły. Ulicą Orlą dojechałem do Księcia Józefa i tutaj zmieniłem plany. Początkowo zamierzałem pojechać albo w kierunku Kryspinowa, albo kontynuować podjazd w stronę obserwatorium astronomicznego. Jednak widząc erem Kamedułów górujący nad okolicą, pomyślałem, że mogę kontynuować serię dzisiejszych podjazdów i dojechać od tej strony do krakowskiego ZOO. Czekała mnie kolejna półtorakilometrowa wspinaczka, tym razem o przewyższeniu powyżej stu metrów i nachyleniu, które miejscami przekraczało 12%. W końcu dotarłem do najwyższego punktu dzisiejszej przejażdżki i mogłem odprężyć się, zjeżdżając do Parku Decjusza.
W Parku Decjusza zakończyła się pagórkowata część wycieczki. Pojechałem do Balic, a następnie wróciłem do Krakowa i dotarłem do Starego Miasta. Zatrzymałem się na chwilę na Placu Szczepańskim. Jest tam fontanna, której wygląd wzbudził swego czasu sporo kontrowersji, a jej otwarcie spotkało się z głośną krytyką estetów. Po fali dyskusji, która przetoczyła się przez krakowskie media, nie pozostał ślad, a sama fontanna stała się atrakcją ukochaną głównie przez najmłodszą część społeczeństwa, która w upalne dni biega pomiędzy strzelającymi w niebo gejzerami.
Ostatni fragment trasy wiódł przez Rynek Główny oraz ulice Mikołajską, Westerplatte i Starowiślną. Potem przejechałem przez Zabłocie i tradycyjnie skierowałem się w stronę Rybitw, by po niedługim czasie zagościć w domu.
Las Wolski
Fontanna na Placu Szczepańskim
Plac Szczepański. Po lewej Teatr Stary.