Lud a lód
Jest taki stary polski film – nawet starszy ode mnie, bo z 1963 roku – pod tytułem „Kobiela na plaży”. W zrealizowanym w konwencji ukrytej kamery obrazie, Bogumił Kobiela porusza się po gorącej sopockiej plaży… na nartach. Jest pełnia lata, więc trudno się dziwić, że ubrany w zimowy strój aktor budzi powszechne zdziwienie. Podobne spojrzenia czułem na sobie dzisiaj, gdy tuż po zapadnięciu zmroku przemierzałem krakowskie ulice i trasy rowerowe. Nie do końca rozumiem, skąd to zdziwienie, wszakże rowerzystę można porównać do silnika, który gdy pracuje to się nagrzewa, więc nie jest mu zimno. Można wręcz powiedzieć, że rowerzysta ma zdecydowaną przewagę nad silnikiem, który czasem – zwłaszcza, gdy jest tęgi mróz – nie odpala. Rowerzysta odpala zawsze! Mając więc taką przewagę nad techniką, spokojnie jechałem sobie po Krakowie. Od czasu do czasu z nieba spadały drobne płatki śniegu, figlarnie migocząc w światłach latarni i niczym małe igiełki kłując w oczy.
Czas płynął, a temperatura powoli spadała. Ile dokładnie wynosiła, tego nie wiem, ponieważ niemiecka technologia w postaci „wypasionego” licznika rowerowego zatrzymała się na -10° C. Czyżby Hans zwykł spędzać zimę z kuflem w dłoni, tuląc się do obfitych kształtów swej „pięknej inaczej” Helgi? Amerykańska technika w postaci GPS’a też nie była lepsza. Prawie w pełni naładowane urządzenie, po godzinie nie mrozie „powiedziało”, że baterie są wyczerpane. A przecież to tylko -15° C. Bywało gorzej, tzn. chłodniej. Pamiętam ze studenckich czasów, że nawet w ponad dwudziestostopniowe mrozy Wisła nie zamarzała. Dlaczego? To proste. W owych czasach skład wody wiślanej bardziej przypominał produkty rafinacji ropy naftowej, niźli mariaż dwóch atomów wodoru z atomem tlenu. Od ładnych paru lat Wisła zamarza zimą. A więc jest nieźle.
Dzisiejsza przejażdżka trwała około półtorej godziny. Po drodze spotkałem tylko trzech bikerów, ale w takich warunkach można tę liczbę określić jako „tłum”. Nie zmarzłem, a przynajmniej nie tak bardzo, jakbym się tego mógł spodziewać. Mimo to, po powrocie do domu zaaplikowałem sobie gorącą herbatę z cytryną.
Jest dobrze!