Mróz i nostalgia
Rzut oka na termometr o poranku nie poprawił mi nastroju. -14° C nie jest temperaturą, którą wywołuje u mnie euforię. Na szczęście w ciągu dnia zrobiło się cieplej i wczesnym popołudniem temperatura wynosiła już „tylko” -6° C. A więc, do boju! Podwójna para skarpet spowodowała, że stopa wyglądała tak, jakby była opuchnięta. Najważniejsze, że zmieściła się do buta. Zimowe spodnie, dodatkowe spodenki, ciepły podkoszulek, kurtka, kominiarka zasłaniająca nie tylko usta, ale także nos. Przygotowania trwały dobre kilkanaście minut, ale w końcu wyprowadziłem rower na zewnątrz. Mogłem wówczas przekonać się, dlaczego w zasięgu wzroku nikogo nie widziałem. Wiało i to całkiem mocno. Chłód to stan umysłu – pomyślałem, a mocne postanowienie, że dzisiejsze popołudnie spędzę na dwóch kołach grzało mnie niczym szklaneczka szlachetnej whisky.
Błękitne niebo, promienie słońca i wszechobecna biel stanowiły scenografię rowerowego spektaklu. Zmrożony śnieg daje niezłą przyczepność i musiałem uważać jedynie na nielicznych fragmentach pokrytych lodem. Przez bardzo długi czas nie spotkałem ani jednego rowerzysty, ale gdy tylko pojawiłem się w okolicach Wisły, zauważyłem kilku innych pasjonatów. Jazda rowerem w takich warunkach jest chyba najlepszym sposobem zwrócenia na siebie uwagi. Nieliczni spacerowicze odprowadzali wzrokiem każdego rowerzystę, dziwiąc się zapewne, jak można czerpać radość z jazdy przy tak niskiej temperaturze? Oczywiście, że można i wcale nie jest zimno. Przecież rower sam się nie napędza, a każdy silnik – w tym przypadku człowiek – rozgrzewa się podczas pracy.
Dzisiejsza jazda była całkiem przyjemna, przynajmniej do momentu przejazdu przez Most Zwierzyniecki. Tam właśnie zmieniłem kierunek i ostatnie kilkanaście kilometrów jechałem pod wiatr. Mimo to nie było mi zimno. Podwójna para skarpet i zasłonięcie prawie całej twarzy zdało egzamin. Po powrocie do domu nie musiałem nawet wypić gorącej herbaty, a zamiast tego…
Wieczorem napełniłem szklankę złocistym napojem, zgasiłem światło i włączyłem muzykę. Przestrzeń wypełniły dźwięki „Bird of Paradise”. Tak rozpocząłem jeszcze jedną podróż tego dnia, podróż do miejsc, w których już kiedyś byłem, podróż w świat nostalgii…
Most Kotlarski
Klasztor OO. Paulinów na Skałce