Priorytety
Cisza zapadła na moim blogu i niektórzy zaczęli podejrzewać, że zniszczenie licznika miało istotny wpływ na ten stan rzeczy. To tylko strata materialna. Prawdziwa przyczyna była zupełnie inna.
16 grudnia mój synek trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego. Podejrzenie okazało się ze wszech miar słuszne, więc młody pacjent trafił na stół operacyjny. Każda operacja jest połączona z ryzykiem, więc trudno powiedzieć, abym się nie denerwował, ale ogólnie byłem raczej spokojny, bo przecież to rutynowy zabieg. I takim był w istocie, ale… Ale już na drugi dzień pojawiła się gorączka i kaszel. Lekarze uspokajali, że to normalne, że tak może być. Nie zdziwił ich nawet fakt, że syn zaczął mieć problemy z oddychaniem. Płuca są czyste – twierdziło po kolei kilku lekarzy, zrobiwszy użytek ze stetoskopu, z którym dumnie paradują po szpitalnych korytarzach, aby odróżnić się od tzw. średniego personelu medycznego. Przeprowadzono badanie krwi, które wykazało infekcję bakteryjną. Jeśli płuca są w porządku, to jedynym podejrzanym staje się rana pooperacyjna, o to już nie wygląda wesoło. Jednak rana goiła się poprawnie i nic nie wskazywało, aby mogła być przyczyną infekcji.
Po trzech dniach zaczęliśmy domagać się, aby syna „posłuchał” pulmonolog. Na chłopski rozum wszystko bowiem wskazywało na płuca. Ale „wszechwiedzący” lekarze bardzo nie lubią, gdy jakiś laik mówi im, co mają zrobić. Z wyraźną niechęcią i insynuacjami, że nikt ich nie będzie pouczał, co mają zrobić, na sali pojawił się pulmonolog. Przyłożył słuchawkę do pleców syna i po chwili wiedzieliśmy już wszystko. Zapalenie płuc. Jak to możliwe, że nikt nie wykrył go wcześniej. Okazało się, że „banda kretynów” istotnie nic nie słyszała, bo… nic nie było słychać, ale nie dlatego, że płuca były zdrowe, ale właśnie dlatego, że były chore. U zdrowego człowieka słychać szmer pęcherzykowy, a gdy w płucach jest poważny stan zapalny, to po prostu przestają powoli się napowietrzać i ich nie słychać. Gdyby wysłać tych idiotów do kostnicy, to zapewne stwierdziliby, że wszyscy tam przebywający są idealnie zdrowi.
Potem sprawy potoczyły się już szybko. Badanie RTG wykazało ciężkie zapalenie płuc. Syn został przeniesiony na Oddział Pulmonologii, a terapia antybiotykowa najpierw zatrzymała, a potem zaczęła cofać rozwój choroby. W najbliższy piątek miną dwa tygodnie i jest szansa, że syn opuści szpital.
W tej sytuacji jakoś nie miałem ani nastroju, ani czasu, aby wsiąść na rower i odstresować się. Wszystkie plany i zamierzenie wzięły w łeb, bo coś okazało się po prostu ważniejsze. I dopiero dzisiaj, gdy już wiem, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca, wsiadłem na rower i wybrałem się na krótką przejażdżkę po Krakowie. Wyjechałem po dwudziestej, więc nie mogłem za bardzo zaszaleć, ale po tak długiej przerwie każdy przejechany kilometr dał mi wiele radości.