Pech
Dzisiejsza przejażdżka miała być spokojna i przyjemna. Była taka do pewnego momentu…
Na ulicy Kamiennej zatrzymałem się przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Przekręciłem licznik w podstawce, aby wyłączyć go – poprzedni model ROX’a „lubił” tracić dane, gdy podczas postoju zostawiło się go w stanie aktywnym. Nowy model nie ma już tej przypadłości, ale przyzwyczajenie wzięło górę. Długo czekałem zanim przejadą dwa pociągi. Zapory zostały podniesione. Energicznie ruszyłem, przejechałem kilkanaście metrów i… usłyszałem, jak coś upada na asfalt. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie zablokowałem licznika w podstawce. Odwróciłem się i zauważyłem, jak zgodnie z prawami Murphy’ego licznik odbija się od asfaltu i wpada dokładnie pod koła jadącej ciężarówki. Zrezygnowany zatrzymałem się i poszedłem poszukać tego, co pozostało z licznika. Nie było czego ratować. Popękana szybka, zmiażdżony wyświetlacz, wgnieciony tył obudowy. Włożyłem „zwłoki” do kieszeni i w nie najlepszym nastroju wróciłem do domu.
W pewnym sensie niemiecki produkt okazał się pancerny. Po podłączeniu do komputera udało się odczytać dane wycieczki. Ale to koniec dobrych informacji. Jestem w plecy kilka stów, a pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. Nauka na własnych błędach jest najbardziej skuteczna, ale niestety najdroższa.
Niemiecka technologia po spotkaniu z ciężarówką