Cykloza
Gdyby trzymać się wyłącznie definicji książkowej, to przez cyklozę należy rozumieć cyrkulacyjny ruch cytoplazmy zachodzący w niektórych typach komórek eukariotycznych, polegający na ciągłym przemieszczaniu się cytoplazmy wokół centralnie położonej wakuoli; kierunek prądu i szybkość ruchu są stałe. Cykloza jest szczególnie wyraźna w olbrzymich komórkach międzywęźli ramienic. Terminem cykloza określa się również ruch cyrkulacyjny wodniczek pokarmowych orzęsków wokół makronukleusa (jądro aktywne metabolicznie).
A przecież nie o takiej cyklozie zamierzam skreślić słów kilka. Czas najwyższy by w słownikach pojawiła się inna, bliższa nam rowerzystom, definicja.
Czy bowiem nie należy uznać za poważną chorobę faktu, że człowiek wraca z pracy, przełyka szybko obiad i wsiada na rower, zamiast wzorem milionów facetów w tym kraju, wygodnie rozłożyć się przed telewizorem i pieszcząc pilota zmieniać kanały? A skąd bierze ten rower? Z piwnicy lub z balkonu? Ależ broń Panie Boże! Rower wisi sobie na ścianie w jego pokoju niczym skarb drogocenny. Na dodatek obok wisi… drugi, czekający na śnieg, gdy żal będzie używać tego pierwszego. Pogoda ma drugorzędne znaczenie. Upał? Nie ma problemu, weźmie się dwa bidony i jeszcze do plecaka dwie butelki mineralnej. Mróz? Kurtka i kominiarka już czekają. Pada deszcz? Błotniki są w pogotowiu. Na dworze już noc? Oświetlenie w pełnej gotowości.
Pasja czy choroba? A może jedno i drugie? Tutaj, wśród innych nosicieli cyklozy czuję się swobodnie. Ale w tzw. normalnym świecie bywa różnie. Pamiętam, gdy w pewien zimowy, bardzo mroźny dzień przejeżdżałem rowerem obok przystanku autobusowego, odprowadzany pełnym politowania wzrokiem kilkunastu oczekujących na autobus ludzi, szczelnie opatulonych wielowarstwowym odzieniem. A przecież na trasie spotkałem przynajmniej kilku zapaleńców. Podobnie jak w wigilijną noc, gdy po zakończeniu wieczerzy oznajmiłem, że wracam już do domu, bo zawsze marzyłem, aby właśnie w tę noc przejechać się na rowerze. I pojechałem, chociaż moja najstarsza siostra zapewne dopisała mnie do pocztu dziwaków polskich. Albo wtedy, gdy w ubiegłym roku na wiosnę lało i lało. Nie mogłem wysiedzieć w domu i upewniwszy się, że jednak z cukru nie jestem, w największą ulewę wsiadłem na rower.
Cykloza. To taka sama choroba, jak każda inna, tylko dokładnie na odwrót. Chorując na cyklozę jesteś szczęśliwy, a zmartwiony, gdy się jej pozbędziesz.
I jeśli czegoś mi brak, to może tego, że nie wszyscy mnie rozumieją. Daj Boże, by też zachorowali…
Zalew Nowa Huta