Wspomnienie
Nim skończy się wrzesień, zanim jesień obejmie we władanie całą przyrodę, chciałem złapać ostatnie promienie słońca, poczuć oddech ciepłego wiatru. Gdy wstaję o świcie, jest jeszcze ciemno. Słońce wschodzi dopiero wówczas, gdy popijając poranną kawę, piszę pierwsze linie kodu, korzystając ze świeżości wypoczętego umysłu. Gdy popołudniu wracam do domu, słońce nieuchronnie zbliża się do horyzontu, ale jeszcze jest czas, sporo czasu, by wskoczyć na rower i jadąc na zachód, spojrzeć w stronę gwiazdy i nacieszyć się jej blaskiem, nim ten zmieni kolor.
Onegdaj w studenckich czasach, gdy należałem do WAJ’u, czyli Wspólnoty Akademickiej Jezuitów, prowadzonej wówczas przez księdza Stanisława Obirka, jednego z najmądrzejszych kapłanów, jakich miałem zaszczyt poznać (w 2005 roku wystąpił z zakonu), często śpiewaliśmy piosenkę, która przypomniała mi się dzisiaj i którą nuciłem, wracając wieczorem do domu. Jej ostatnia zwrotka brzmi tak:
Wiatr tylko plącze się dokoła
Na wrzosach pajęczyny wiesza
I zasypiają leśne zioła
Jak smutne słowa tego wiersza
Wystarczy kilka słów, by nostalgia stanęła przede mną, wywołana niczym gin z butelki. Szkoda, że studenckie lata pozostały już tylko w pamięci, poznani wówczas ludzie, z których każdy był nietuzinkową osobowością, porozjeżdżali się hen daleko i tylko nielicznych odnalazłem na facebook’u. Patrząc na ich twarze zatrzymane w kadrze, szukam tego samego błysku w oczach, co przed laty. Przejeżdżając ulicą Kopernika obok jezuickiej bazyliki, zawsze patrzę, czy nie dojrzę znajomych postaci, nie usłyszę ich rozmów, ich śpiewu. Studia były pięknym okresem w moim życiu, bo i czasy, w których przyszło mi studiować były ciekawe. Pierwsze lata nauki, pierwsze kolokwia i egzaminy zdawałem, gdy Polska konała pod rządami komuny. Ostatnie egzaminy, obrona i dyplom to pierwsze lata wolnej Polski. Tak, to były niesamowite czasy.
I jeśli teraz żal minionego lata, żal długich i ciepłych dni, to one przecież powrócą za rok, w przeciwieństwie do beztroskiej młodości, która nie wróci już nigdy.