Dotyk historii
Bezpośrednią inspiracją dzisiejszego wyjazdu stał się niedawno przeczytany artykuł, z którego dowiedziałem się o zakończeniu remontu klasztoru Ojców Pijarów w Hebdowie. To drugi po Tynieckim, najstarszy klasztor na małopolskiej ziemi, a zapewne pierwszy z najstarszych, w którym w trakcie remontu zainstalowano klimatyzację. Jako, że chyba z racji zawodu lubię połączenie nowoczesnych technologii z historią, szczególnie wówczas, gdy ma to związek z miejscami związanymi z religią, pomysł, aby odwiedzić to miejsce pojawił się momentalnie i już po kilku dniach mogłem go zrealizować.
Opatrzność widać łaskawym okiem wejrzała na me zamierzenia, gdyż sobota była słoneczna, otulona błękitnym niebem, delikatny wschodni wiatr nie był przeszkodą podczas jazdy, a temperatura była optymalna i gwarantowała, że żadna część energii nie zostanie zmarnowana na produkcję chłodziwa, zwanego potem.
Bezpośredni cel podróży, czyli Hebdów znajduje się po drugiej stronie Wisły. Musiałem więc zdecydować, w którym miejscu przejadę na drugi brzeg, a odpowiedź na to pytanie jednoznacznie określała, czy wycieczka będzie krótka czy długa. Ponieważ nie lubię iść na łatwiznę, zaplanowałem wyjazd tak, aby przejechać jeszcze przez kilka innych miejsc, które lubię, do których odczuwam coś w rodzaju sentymentu. Zaplanowana trasa miała więc prawie 140 km, ale liczyłem, że w taką pogodę nie powinienem mieć większych problemów z jej pokonaniem.
Zaraz po obiedzie, który obowiązkowo składał się ze spaghetti, wczesnym popołudniem wyruszyłem w drogę. Początek był standardowy, żeby nie powiedzieć nudny. Ileż to już razy jadąc w stronę Puszczy Niepołomickiej, przejeżdżałem przez Kokotów i Węgrzce Wielkie? Jednak tym razem nie pojechałem przez Podłęże, ale przez Gruszki. To nieco trudniejszy wariant, bo po drodze jest podjazd w okolicy góry o nazwie Winnica, ale zrobiłem to celowo, aby sprawdzić, czy jestem gotowy na pokonywanie podjazdów, których w późniejszym czasie miało być całkiem sporo. Minąłem jeszcze Dąbrowę i Szarów i wjechałem do Puszczy Niepołomickiej.
Czekało mnie ponad 20 km jazdy przez tę cudowną krainę. Czyste powietrze, zapach lasu, uspokajający kolor nadziei, śpiew ptaków były moim jedynym towarzystwem. Turyści, choć zapewne było ich wielu, zniknęli gdzieś na olbrzymim obszarze, by podobnie jak ja, delektować się ciszą i spokojem. Zatrzymałem się na chwilę, aby spróbować utrwalić na zdjęciach ten klimat, ale przecież nawet najlepsza fotografia nie odda tej atmosfery.
Puszcza Niepołomicka
Puszcza Niepołomicka
Po kilkudziesięciu minutach dotarłem do Mikluszowic, które leżą przy wschodniej granicy lasu i ostatecznie pożegnałem się z Puszczą Niepołomicką. Teraz czekał mnie zupełnie inny krajobraz. Droga biegnąca wzdłuż Raby, prowadziła mnie poprzez pola uprawne. Teren był płaski, więc jazda nie kosztował mnie zbyt dużo energii. Popołudnie było ciepłe, ale nie upalne. Temperatura w słońcu dochodziła jedynie do 25°. Jadąc na północ, przejechałem przez wsie Wyżyce i Bieńkowice, a w okolicy Niedarów skręciłem na wschód, przejechałem nad Rabą i znalazłem się w Uściu Solnym. Ciekawa to wioska, która do 1934 roku posiadała prawa miejskie, nadane jeszcze przez Kazimierza Wielkiego. Nieopodal miejsca gdzie Raba wpada do Wisły zlokalizowany był port rzeczny, do którego dostarczano sól z bocheńskiej kopalni. Uście Solne byłoby zapewne miastem do dnia dzisiejszego, gdyby nie Austriacy, którzy przenieśli port do pobliskich Świniarów i tym samym zapoczątkowali upadek miasta.
Za Uściem Solnym krajobraz nie zmienił się. Ciągle dominowały równiny. Przejechałem przez Strzelce Małe i dojechałem do Szczurowej. Wieś tę pamiętam z dzieciństwa, gdy mój tato zabierał mnie w te okolice, aby pokazać mi piękno podtarnowskiej ziemi. Jednak tym razem nie wjechałem do centrum wsi, lecz zaraz skręciłem na północ, aby minąć Rząchową i w miejscowości Górki przejechać mostem ponad Wisłą. Wkrótce dotarłem do Sokołowic, w których ostatecznie zmieniłem kierunek jazdy na zachodni.
Po północnej stronie Wisły nie było już równin. Czekała mnie cała seria podjazdów i zjazdów. I tak miało być do samego Krakowa. Przejechałem przez opłotki Koszyc. To kolejna wieś, która kiedyś była miastem, ale prawa miejskie straciła jeszcze w XIX wieku, jako zemstę cara za udział mieszkańców w powstaniu styczniowym. Minąłem Witów i Wroczków, przejechałem tuż obok Książnic Wielkich, gdzie zrobiłem sobie krótki odpoczynek przy pomniku Chrystusa Zbawiciela Świata. Pomnik ten został wzniesiony w 2000 roku z ofiar wiernych parafii Książnice Wielkie. Teren wokół pomnika jest zadbany, ale szkoda, że nie pomyślano choćby o jednej ławce, czy koszu na śmieci.
Pomnik Chrystusa Zbawiciela Świata
Okolice Książnic Wielkich
Na tym etapie poruszałem się główną drogą Kraków – Sandomierz. Droga główna, ale pozbawiona poboczy. Kilka razy samochody niemal ocierały się o mnie, co wcale nie było miłe. Zmiana trasy miała nastąpić dopiero w Hebdowie, ale do niego miałem jeszcze kilka kilometrów. Przejechałem przez Jaksice, Dolany i Sierosławice, a zaraz potem znalazłem się w Śmiłowicach. W parku położonym tuż przy głównej drodze znajduje się XIX-wieczny pałac. Klasycystyczny dwukondygnacyjny budynek był niemym świadkiem naszej skomplikowanej historii. Podczas wojny przebywały tu rodziny wysiedlone z Generalnej Guberni, potem część dworu została zajęta przez wojsko niemieckie, a w 1945 roku „bratnia” armia sowiecka swoim zwyczajem ograbiła i zniszczyła budynek. Komunistyczne władze zlokalizowały tutaj swoje instytucje oraz pocztę i sklep. Pożar w 1966 roku, a więc w roku moich urodzin, zdawało się, że położył kres historii tego miejsca. A jednak na początku XXI wieku znalazł się ktoś, kto postanowił przywrócić temu miejscu urok i czar. Obecny pałac różni się nieco od oryginału. Główny budynek został odbudowany zgodnie z pierwowzorem, ale dodano do niego dwa boczne skrzydła. Główna aleja wyłożona jest kostką z ulicy Brackiej, a niektóre płyty ułożone wokół budynku pochodzą z remontowanego Rynku Głównego w Krakowie (dowiedz się więcej). Obecnie mieści się tutaj kompleks hotelowo-wypoczynkowy, a ponieważ była sobota, cały obiekt był zarezerwowany dla gości weselnych. Mimo tego wślizgnąłem się do parku, aby zrobić kilka zdjęć.
Pałac w Śmiłowicach
Kostka z ulicy Brackiej zawiedzie Cię Bracie do pałacowych wrót
Ruszyłem dalej i niebawem dotarłem do Hebdowa. Już z drogi zauważyłem cel mojej podróży, a więc klasztor. Położony jakieś 2 km na południe, otoczony bujną zielenią, oświetlony promieniami popołudniowego słońca, dumnie wznosi ku niebu dwie białe kościelne wieże. Skręciłem z głównej drogi. Najpierw czekał mnie dwustumetrowy stromy zjazd kamienistą drogą, a potem była już płaska asfaltowa ulica, która doprowadziła mnie do samego klasztoru. Jego historia sięga XII wieku. Jest to drugi najstarszy – po opactwie tynieckim – zespół klasztorny w Małopolsce. Cicho tutaj i spokojnie. Gdy wjechałem na dzieciniec, trzy kobiety siedzące na ławce przed klasztorem przerwały na chwilę pasjonującą dyskusję, aby zmierzyć wzrokiem wędrowca. Kolorowa koszulka i krótkie kolarskie spodenki pewnie nie pasowały do tego miejsca. Po chwili wróciły do przerwanej rozmowy, a ja pomyślałem, że jeśli w pierwszej chwili może coś dziwić, to na pewno nie moja osoba, lecz trzy nowoczesne potężne agregaty klimatyzacyjne stojące nieopodal budowli. W latach 2007-2011, wykorzystując dotacje Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz środki unijne, przeprowadzono kompleksowe prace remontowo-konserwatorskie w całym obiekcie. Wnętrz ocenić nie mogłem, ale budynek i jego otoczenie robią wrażenie. Pozostaje mieć nadzieję, że podobne prace zostaną przeprowadzone także w kościele, którego elewacja wyraźnie odróżnia się od budynku klasztornego.
W takim miejscu jak to, zawsze odczuwam jakiś dziwny dreszcz. Stoję przecież na ziemi wydeptanej przez pokolenia, patrzę na te same mury, na które przed wiekami patrzyli pątnicy. Minęły wieki, odeszły pokolenia, a mury ciągle stoją. Kiedyś surowe, zimne, ascetyczne. Takie jak czasy, w których je wznoszono. Dzisiaj nowoczesne, wygodne, klimatyzowane.
Kościół przy klasztorze w Hebdowie
Odnowiony budynek klasztoru
Czas wracać. Do głównej drogi wróciłem tym samym kamienistym podjazdem. Cofnąłem się kilkaset metrów do Hebdowa i skręciłem w stronę Mniszowa. Miałem już dość jazdy główną drogą. Ten etap obfitował w liczne podjazdy i zjazdy. Praktycznie nie było żadnych dłuższych płaskich odcinków. Mijałem kolejno Mniszów, Grębocin, Żębocin, Wierzbno, Wronin, Czulice, Karniów, Głęboką. Zbliżał się wieczór i spadała temperatura. Mimo tego, że w nogach miałem już ponad sto kilometrów, nie czułem zmęczenia. Dotarłem do Kocmyrzowa. Tutaj zastał mnie zachód słońca. Okulary przeciwsłoneczne powędrowały do etui, włączyłem oświetlenie, a GPS automatycznie przełączył się w tryb nocny. Rozpocząłem ostatni etap wycieczki. Przejechałem przez Krzysztoforzyce i znalazłem się w Krakowie. Jeszcze tylko Nowa Huta i dojazd do Mostu Wandy. Gdy zapadła ciemność, byłem już po „mojej” stronie rzeki, a po kolejnych kilkunastu minutach mogłem otworzyć lodówkę i wypić szklankę zimnej Coca-Coli.
Słońce pożegnało mnie w Kocmyrzowie
W nocy długo nie mogłem zasnąć. Wyobraźnia starała się przenieść mnie w czasie do miejsc, które dziś odwiedziłem. O co prosili wierni klękając przed ołtarzem w przyklasztornym hebdowskim kościele, o czym rozmawiali dokerzy w Uściu Solnym, jak wyglądała królowa balu w śmiłowickim pałacu? Zanim znalazłem odpowiedzi, mistrz snu zaprosił mnie do innej podróży…