Do Tyńca
Po wczorajszym zmęczeniu nie pozostał żaden ślad. Zapewne nie bez znaczenia był fakt, że dzisiejsza temperatura była wprost idealna. Jechało mi się więc dobrze, żeby nie powiedzieć idealnie.
Wybrałem jedną z moich ulubionych tras, czyli najpierw podjazdy w Kosocicach, potem lekki podjazd na Krzemienieckiej i Kuryłowicza, zjazd do Swoszowic, przejazd na Kliny, zjazd Babińskiego, przejazd przez Podgórki Tynieckie i dojazd do Tyńca. Stamtąd standardową trasą wzdłuż Wisły dojechałem aż w okolice mostu Kotlarskiego. Tam postanowiłem, że nie będę wracał do domu najkrótszą drogą i wybrałem trasę przez Rybitwy.
Jechałem sobie spokojnie niezłym tempem i widząc, jak szybko mijają kolejne kilometry, przypomniałem sobie kolegę z pracy, który narzekał, że pociągi pomiędzy Trzebinią a Oświęcimiem poruszają się ze średnią prędkością 18 km/h. Mniej więcej z taką samą prędkością porusza się pociąg do Katowic na odcinku Jaworzno-Szczakowa – Mysłowice, o czym sam mogłem się przekonać tydzień temu. Gdyby ktoś nie wiedział, to przypominam, że Bogu dzięki mamy XXI wiek. A tymczasem dzisiaj w necie znalazłem informację, że PKP ogłosiło konkurs na nazwę szybkiego pociągu, który wyjedzie na polskie tory w 2014 roku. Ha! No to mamy pole do popisu. Na dzień dobry proponuję „Winniczek”, bo „Żółwik” jest zbyt banalne a „Flegmatyk” brzmi zbyt twardo. Mam jeszcze jeden pomysł, ale zrozumiały wyłącznie dla mnie i moich znajomych – „Neuron Bartłomieja”. Nie pytajcie dlaczego…
Gdy wróciłem do domu, wokoło panował już mrok. Za jedenaście dni rozpocznie się kalendarzowa jesień, a dni będę jeszcze krótsze i chłodniejsze. Zieleń powoli przeistoczy się w złoto, a potem w brąz, który utworzy dywan pod stopami (oponami). Powrócą utrwalone w kadrze moje ulubione zachody słońca i uchwycone obrazy nocnego Krakowa. Już niedługo…
Okolice Podgórek Tynieckich