Delikatnie
Zaczął się nowy tydzień, a wraz z nim normalne dni i coraz krótsze popołudnia. Okazji do dłuższych popołudniowych przejażdżek będzie coraz mniej, bo wątpliwą jest atrakcją, jechać w ciemnościach np. po lesie, chociaż bezdyskusyjnie byłoby to przeżycie z gatunku ekstremalnych. Na nieco dłuższe wyjazdy pozostaną więc weekendy i jeśli pogoda dopisze, to być może już w tym tygodniu zrealizuję jeden z moich „rowerowych” pomysłów, do którego pierwsze podejście było w lipcu, ale wtedy natura sprzysięgła się przeciw mnie i nic z tego nie wyszło.
Dzisiaj spokojnie pokręciłem się po mieście, obserwując zachodzące słońce. Choć lato w tym roku nas nie rozpieszczało, to piękny jest jego zmierzch, jakby przyroda chciała w ten sposób wynagrodzić te wszystkie pochmurne i deszczowe dni. Jechałem wzdłuż Wisły. Zakochani trzymając się za ręce, chwytali ostatnie czerwone promienie i chowali je do skarbca marzeń. Po chwili już tylko karminowe chmury przypominały o dniu, który właśnie się skończył. Przejechałem przez miasto, oświetlane teraz reflektorami samochodów i ulicznymi latarniami. Spokojnie wróciłem do domu.