Setny raz
Dzisiaj po raz setny w tym roku wybrałem się na przejażdżkę. Nie wiem, czy to dużo, czy to mało, ale jest to zawsze jakiś powód do refleksji. Faktem jest, że mojej pasji poświęcam całkiem sporo czasu. Moi znajomi różnie to oceniają i z grubsza można ich podzielić na kilka kategorii.
Niektórzy są obojętni. Nie dziwią się, nie komentują, nie oceniają. Praktycznie nawet nie zauważają tego, co robię. Inni są pełni podziwu, uważają, że znalazłem fajny i zdrowy sposób na oderwanie się od rzeczywistości, może nawet w jakimś stopniu zazdroszczą, że znajduję na to czas. Są też tacy, którzy zapewne myślą, że całkiem zwariowałem, że oto właśnie, tak zwany kryzys wieku średniego zbiera swoje żniwo. Wszystkie wymienione grupy akceptują jednak moją pasję.
Niestety samokrytycznie muszę przyznać, że spotkałem się także z zupełnie inną oceną tego, co robię. Mój rowerowy bakcyl, według tych opinii, jest przejawem egoizmu, stał się dla mnie najważniejszy i trudno mi dostrzec, że oprócz niego są inne, o wiele ważniejsze sprawy. Czy to prawda? Nie mnie to oceniać, ale skoro tak uważają, to pewnie coś w tym jest.
Biję się więc w piersi, wołam „mea culpa” i… myślę już o sto pierwszej przejażdżce :). Cóż mogę na to poradzić? To mnie kręci!