W blasku…
…zachodzącego słońca wszystko ma inny smak. Materia materializuje się pysznymi barwami, co akurat nie dziwi, wszak kolor dzieckiem światła jest. Jednak, czego szkiełkiem i okiem zmierzyć nie sposób, także jawi się w objęciach zupełnie innej palety, dając nadzieję, że to, co ledwie kwadrans temu trudnym było, okaże się łatwe a to, co powodem radości się stało, w nowym świetle aż euforię przynosi. Wszystko, na co spojrzę pod słońce, jest tylko cieniem, odbiciem, nierzeczywistym obrazem rzeczywistości. Poruszam się w tym matrixie, dalej i dalej na zachód, a światło wciąż opada. Niżej i niżej, ciemna żółć, pomarańcz, czerwień, purpura. Koniec. Ożyły cienie, odbicia, a nierzeczywisty rzeczywistości obraz stał się nagle realny. Inna forma matrixa, a ja wciąż ten sam. Nadszedł czas. Zawracam, jadę na wschód. Mógłbym zwolnić, zaczekać. Za kilka godzin wszystko rozpocznie się od nowa, wszystko będzie się zmieniać. I kolory, i życie, i świat. I tylko ja chcę pozostać ten sam…
Błonia wieczorem
Wawel w innych barwach
Dom nad Wisłą