Pożegnanie czerwca
Minęło pierwsze półrocze. Nie zamierzam tworzyć jakichś okolicznościowych podsumowań, ale akurat tak się złożyło, że przez sześć minionych miesięcy przejechałem prawie tyle samo, ile przez cały ubiegły rok. Jest więc wyraźny postęp. Cieszy mnie to, bo jeżdżenie na rowerze nie jest jedynym moim zajęciem, któremu mógłbym poświęcić gros wolnego czasu. Jak większość ludzi mam obowiązki, które składają się nie tylko z pracy, ale także z samotnego wychowywania kilkunastoletniej córki, co – wierzcie mi – jest absolutnie ekstremalnym sportem, przy którym zjazd rowerem z Giewontu zdaje się być dziecięcą igraszką. Żeby było weselej, rodzona czyli tzw. biologiczna matka, obrażona z powodu faktu, iż córka wolała zamieszkać ze mną, ma ją głęboko w poważaniu. Jest więc naprawdę „hardcorowo”. I w takiej oto scenografii dnia codziennego, staram się znaleźć czas na realizację mojej pasji.
Ostatnia wycieczka w tym półroczu rozpoczęła się od przejazdu do Wieliczki. Potem „wdrapałem” się na drogę w kierunku Grabówek i Sygneczowa. Tym razem było łatwiej niż ostatnio, bo choć uliczka, którą wyjeżdżałem była stroma, to jednak o wiele krótsza od pamiętnej ulicy Kopernika. Dojechałem do Zbydniowic, które leżą już w granicach administracyjnych Krakowa a niedługo potem do Lusiny. Kolejną miejscowością był Gaj, na końcu którego czekało mnie wyzwanie pod tytułem wjazd na Zakopiankę. W tym miejscu jest ograniczenie prędkości do 70 km/h, ale nie łudźmy się, że ktokolwiek go przestrzega. Skręt rowerem w lewo skutkował zatem przypływem adrenaliny, która przydała się na podjeździe do Mogilan. Dalsza część trasy była, można powiedzieć, standardowa. Pięknym długim i szybkim zjazdem dotarłem do Skawiny, potem przeskok do Tyńca, przejazd przez Podgórki Tynieckie i byłem już w Krakowie. Przedostałem się w okolice Wisły, Most Zwierzyniecki zaprowadził mnie na drugi brzeg, przejechałem przez Salwator a następnie mało ambitnie, ale z pewną dozą lansu, przejechałem wzdłuż Wisły aż na Dąbie. Potem pozostało już tylko wrócić do domu, ale ten fragment nie zasługuje na dokładniejszy opis.
Tutaj rozpoczyna się zjazd do Skawiny