Głos pedałującego na puszczy
Po wczorajszym „roller coasterze” na południe od Krakowa, dzisiaj w ramach odpoczynku wybrałem wschód i północ, czyli płaskie klimaty. Zaledwie osiemnaście kilometrów od mojego domu znajduje się Puszcza Niepołomicka, która jest jednym z ulubionych celów moich przejażdżek. W taki pogodny dzień jak dzisiaj, jest odwiedzana przez wielu mieszkańców Krakowa i okolic, jednak ze wzglądu na swoją wielkość, bez problemu można znaleźć w niej ciszę i mieć dowolnie dużo czasu na podziwianie jej piękna, które właśnie teraz, w pełni wiosennego rozkwitu, jest szczególnie urzekające.
Jechałem więc wśród bujnej zieleni, po ścieżkach, na których tańczyły cienie drzew kołysanych delikatnymi powiewami wiatru. Cisza i spokój, chociaż nie w fizycznym znaczeniu. Przecież puszcza żyje śpiewem ptaków, szumem drzew, brzęczeniem owadów. Jakże te dźwięki odległe są od codziennego zgrzytu cywilizacji. Puszcza to poezja, ballada, symfonia łagodności a codzienność to techno i kakofonia dźwięków. W takich chwilach zazdroszczę ludziom, którzy mieszkają nieopodal stąd, którzy na co dzień mają to, czego ja doświadczać mogę jedynie od święta. Wiem jednak, że moje odczucia nie są obiektywne. Napawam się pięknem przyrody i spokojem, bo tego właśnie brakuje mi w wielkim mieście. Ale zapewne bardzo trudno byłoby mi uciec stamtąd, wyrzec się wielu rzeczy, które w Krakowie mam pod ręką a tutaj byłyby odległe.
Leśny dukt doprowadził mnie w końcu do asfaltu, którym okrężną drogą wróciłem do domu. Puszcza została daleko za mną, pogrążona w majestacie swojego piękna, czekająca, aż zapadnie noc, która obudzi jej dzikich mieszkańców. Tak było wieki temu, jest teraz i - mam nadzieję - pozostanie na zawsze.