Spontan
Zazwyczaj mniej lub bardziej planuję sobie moje przejażdżki. Dzisiaj postanowiłem, że będzie całkowity spontan. Najpierw pojechałem do Wieliczki. Jadąc czerwonym szlakiem rowerowym trafiłem na niezły podjazd, który w szczytowej fazie miał 19% nachylenie. Z Wieliczki pojechałem drogą w stronę Dobczyc, ale przed Koźmicami Małymi skręciłem w stronę Koźmic Wielkich. Stamtąd pojechałem do Janowic a potem do Rzeszotar. Droga na tym etapie ani przez moment nie była płaska. Albo zjazd albo podjazd. Żadnych stanów pośrednich. Z Rzeszotar dotarłem do Świątnik Górnych. To krótki odcinek, ale solidnie dał mi w kość. To drugi tego dnia podjazd, gdzie nachylenie drogi wynosiło miejscami 19%. Nie miałem wyjścia – w ruch poszedł „młynek”. Ze Świątnik Górnych pojechałem do Mogilan i pomimo, że ten fragment również obfitował w podjazdy, to w porównaniu z tym, co przeszedłem a raczej przejechałem wcześniej, był niemal rekreacyjny. Za Mogilanami było już w miarę przyjemnie. Mały podjazd a potem długi zjazd do Skawiny. Następnym punktem programu był Tyniec a potem już tylko długi i w olbrzymiej większości płaski odcinek do domu.
W tej przejażdżce było trochę z masochizmu. Były takie momenty, gdy pokonując stromy podjazd myślałem, że przecież to nie zawody, mogę się zatrzymać, odpocząć, mogę zrezygnować. Ale chęć sprawdzenia swoich możliwości zawsze zwyciężała. Jak to? Nie dam rady? Nie może być! I z uporem maniaka parłem dalej pod górę. Hmm… Czyżby kryzys wieku średniego? Chyba nie. Po prostu ten typ, czyli ja, tak ma. Koniec. Kropka.