Dziś są moje urodziny
Nie zamierzam pisać o Tadeuszu Kantorze. Dzisiaj rzeczywiście są moje urodziny. Natura obdarowała mnie prezentem w postaci słonecznego dnia a ponieważ nie piję, nie palę, nie imprezuję, więc mogłem świętować w jedyny sensowny sposób, czyli na rowerze. Jadąc przez Kraków mogłem spokojnie pomyśleć sobie o wszystkich minionych latach. A było ich całkiem sporo i prawdę mówiąc, nawet nie zauważyłem, kiedy minęły. Trochę żal, że nie mam dwudziestu lat, ale to nic, bo wszyscy moi przyjaciele potwierdzą, że pomimo czterdziestu pięciu wiosen, stopień mojej dojrzałości i powagi odpowiada mniej więcej połowie tego wieku. A skoro do tej pory nie zmądrzałem, to zapewne już nie zdążę. Póki co, staram się tym nie przejmować a ewentualne żale pozostawiam na czas, kiedy już nie będę miał siły, aby wsiąść na rower.
Jechałem więc sobie dzisiaj i starałem się nie dokonywać żadnych podsumowań, bo ciągle mam więcej planów i marzeń niż wspomnień. Mimo wszystko przypominałem sobie różne życiowe epizody, o których być może kiedyś napiszę. Myśli dzieliłem z czujną obserwacją drogi, bo przecież w niedzielę ruch rowerowy jest wyjątkowo wzmożony. Gdy w ramach drobnego lansu wjechałem na trasę rowerową wzdłuż Wisły, to już w ogóle nie miałem czasu myśleć o czymkolwiek. Rowerzyści, rolkarze, biegacze, spacerowicze, dzieci w wózkach, dzieci bez wózków, psy, koty i Bóg wie, kto lub co jeszcze. Czasem mam wrażenie, że w Krakowie jest tylko jeden deptak. W jednym kawałku udało mi się dotrzeć do Salwatora, chociaż pod Wawelem miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z „dresikiem”, który idąc piechotą po drodze dla rowerów skręcił był nagle w moją stronę. Prawie go ominąłem, przy czym „prawie” oznacza, że delikatnie „przydzwoniłem” mu ramieniem, co obudziło w nim duszę genialnego poety, albowiem tylko geniusz jest w stanie stworzyć dzieło w oparciu o kilka słów rozpoczynających się na k***, ch***, sku***, je***.
Dosyć mocno wiało, ale poza tym pogoda była idealna do jazdy. Nie za ciepło, nie za zimno. W sam raz.
Wracając do domu pomyślałem sobie, że za rok znów chciałbym zostawić tutaj jakiś wpis, opisać trasę, pochwalić się, że „jeszcze mogę”. I za dwa lata też, i za trzy, i za dziesięć… I mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Amen.
Rondo Mogilskie na poziomie -1 ;).