Mania lekkości
Na jednym z forów rowerowych jest taki dział o wszystko mówiącej nazwie „mania lekkości”. Posiadacze rowerów chwalą się w nim swoimi osiągnięciami w dziedzinie odchudzania roweru. Zauważyłem, że opisywane tam pomysły z grubsza dzielą się na dwie grupy: drogie z głową i budżetowe bez głowy. Te pierwsze pominę bo są zbyt oczywiste i polegają na kupieniu bądź zbudowaniu roweru, którego waga jest odwrotnie proporcjonalna do zawartości naszego portfela, przy czym zależność ta z pewnością nie jest liniowa – pozbywanie się kolejnych gramów jest coraz droższe. Znacznie ciekawsza jest kategoria druga a więc pomysły, których myślą przewodnią jest „odchudzanie” standardowych elementów metodami bardzo domowymi.
Dlaczego uważam, że to z reguły pomysły „bez głowy”? Podam dwa przykłady. Jeden z forumowiczów nawiercił otwory w śrubach mocujących zaciski hamulcowe, aby pozbyć się ułamków grama. Ułamków się pozbył a przy okazji dramatycznie obniżył wytrzymałość takiej śruby. Być może nic złego nigdy się nie stanie. Ale równie dobrze (a raczej źle) może się zdarzyć, że zacisk odpadnie wtedy, kiedy rowerzysta będzie gwałtownie hamował przed znakiem stop. Drugi przykład to zacisk siodła, który został także nawiercony, aby oszczędzić góra dwa z dwudziestu gramów. A przecież, gdyby tenże zacisk dało się odchudzić, to jego producent na pewno by to zrobił. Jeśli tego nie uczynił, to znaczy, że miał powody. Czekam teraz, aż ktoś wpadnie na pomysł, aby ponawiercać otwory w całej ramie tak, aby przypominała durszlak.
Dlaczego o tym piszę? Bo czytając prasę rowerową, wpisy na forach czy opisy rowerów łatwo wpaść w pułapkę lekkości. Sam też w nią wpadłem, gdy podczas przeglądu zimowego ważyłem każdą część mojego roweru i zastanawiałem się, co by zmienić, aby było lżej. A przecież nie jestem profesjonalistą, dla którego każde 10 gramów mniej oznacza ileś tam szybciej przejechany dystans. Powiedzmy, że zyskam 200, 300 a może nawet 500 gramów, ale nadal na dłuższe wyprawy będę brał dwa bidony pełne wody, czyli w sumie półtora kilograma oraz inne niezbędne przedmioty, jak zapasowa dętka, narzędzia, dokumenty, telefon, aparat fotograficzny.
Takie właśnie przemyślenia miałem podczas dzisiejszej przejażdżki. O niej nie będę się rozpisywał, bo poza radością z jazdy, co jest najważniejsze, nic innego się nie działo a miejsca, które odwiedziłem opisywałem tutaj już wiele razy.