Chłodna przejażdżka
Słońce pięknie świeciło, wokoło bujna zieleń a temperatura w najlepszym razie październikowa. Nie uległem jednak resztkom przeziębienia w postaci szczątkowego kataru i związanej z tym pokusie, aby zostać w domu i zaopiekować się pilotem od TV. Zamiast tego, przebrałem się w ciepłe rowerowe ciuchy i ruszyłem na krakowskie szlaki.
Szło mi całkiem nieźle. Pokonywałem kolejne kilometry w całkiem niezłym jak na mnie tempie. Czym bliżej było zachodu słońca, tym bardziej spadała temperatura. Ostatnie kilometry pokonywałem pod wiatr, więc uczucie chłodu było jeszcze większe. Nieco zziębnięty, ale absolutnie zadowolony wróciłem do domu tuż po dwudziestej.
Na koniec wspomnę, że dzisiaj są imieniny mojej muzy Moniki. A bycie moją muzą nawet na odległość, jest trudnym zadaniem. Trzeba okazać wiele wyrozumiałości i cierpliwości oraz posiadać zdolność abstrakcyjnego myślenia, aby zrozumieć kogoś takiego, jak ja. Tak się złożyło, że mimo upływu lat nie przybyło mi ani powagi, ani stateczności. Zauroczony onegdaj „Odą do Młodości”, niczym mantrę powtarzam słowa „razem młodzi przyjaciele, w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele” i żyję we własnym świecie, gdzie ciągle mam… no powiedzmy 25 lat. Wszystkiego najlepszego Monisiu i… naprawdę wielki „szacun”.
Słońce powoli kończyło swoją wędrówkę po błękitnym okręgu nieba dzieląc się swoim blaskiem z łagodnym nurtem Wisły.