Mała przejażdżka w Wielki Piątek
Pamiętam, że gdy jeździłem na rowerze w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia, ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Zastanawiałem się wtedy, czy to ze względu na porę roku czy przez wzgląd na dzień. Dzisiaj nikt nie zwrócił na mnie uwagi, a więc jednak chodziło o porę roku.
Dzisiejsza przejażdżka była cicha i spokojna. Ruch na krakowskich ulicach zdawał dostroić się do powagi dnia, był po prostu znacznie mniejszy niż zwykle. Pogoda oczywiście dopisała, obdarowując świat jeszcze wyższą temperaturą niż wczoraj. Troszkę wiało, ale nie na tyle mocno, aby przeszkadzało to w jeździe. No i wszędzie wiosna wchodzi w swą najpiękniejszą fazę bujnej, soczystej, świeżej zieleni. Tak sobie pomyślałem, że cóż by przeszkadzało, gdyby zerwać z tym tajemniczym i dziwnym zarazem sposobem ustalania daty Świąt Wielkanocnych. Bo niby cóż wspólnego z Tajemnicą Zbawienia ma pełnia księżyca? Same przez to kłopoty. Raz święta wypadną zimą a innym razem zaawansowaną wiosną. Czy nie można byłoby ustalić, że to będzie zawsze np. ostatni tydzień kwietnia? Wtedy Boże Narodzenie wypadałoby zawsze w zimie a Wielkanoc zawsze na wiosnę z dużym prawdopodobieństwem, że przypadnie w ciepłe dni. No cóż. Nie mnie jednak o tym decydować i demokratycznie raczej tego nie uchwalimy.
Pomijając jednak kwestie wiary, wycieczka, choć krótka i w mieście, ze wszech miar była udana. A o to przecież chodziło. I tym akcentem kończę, pozwalając jeszcze sobie na życzenie Wam wszystkim (o ile ktoś to w ogóle czyta) tradycyjnych Wesołych Świąt, gdzie „wesołych” oznacza także radość z obserwowania cudów tego świata z perspektywy rowerowego siodełka. Alleluja!