Stuku puku
Są tacy, którzy nie zwracają na to uwagi. Jadą sobie spokojnie, niewzruszeni i zdają się ignorować jęki, które dotarłszy do organu słuchu, zostają przetworzone na impulsy nerwowe i nerwem słuchowym zostają przekazane do jednostki sterującej, mózgiem zwanej. Nic nie psuje ich samozadowolenia i prawdę mówiąc zazdroszczę im tego. Zazdroszczę, bo wśród kolekcji różnych wad – bo kto ich nie ma – mam jedną szczególnie utrudniającą życie. Lubię, gdy wszystko działa, jak w przysłowiowym szwajcarskim zegarku.
Stukanie, pukanie, piszczenie, zgrzytanie, ocieranie, rzężenie, chrobotanie, gwizdanie, szuranie, dzwonienie czy jakiekolwiek inne dźwięki, które odbiegają od normy, doprowadzają mnie do rozpaczy. Nieważne, czy jest to rower, samochód, pralka automatyczna czy mikser. Sprzęt ma działać perfekcyjnie.
A tymczasem podczas dzisiejszej przejażdżki zaczęły do mnie docierać dziwne stuki. Co gorsza, początkowo nawet nie byłem pewien, co stuka, bo odgłos zdawał się przenosić przez całą ramę. Gdyby moje przejażdżki liczyły pięć czy góra dziesięć kilometrów, może jakoś bym to zniósł. Ale gdy tych kilometrów jest kilkadziesiąt lub więcej, to taki odgłos powielony tysiące razy może doprowadzić człowieka do szaleństwa. Mimo to jechałem nadal i starałem się zlokalizować przyczynę. No i znalazłem. Podobnie jak w ubiegłym roku, winny był zacisk siodła. W domu oczywiście zabrałem się za naprawę. Jutro okaże się, czy była skuteczna.