Pechowy dzień
Dzisiaj w ciągu dnia było już wyraźnie cieplej. Pięknie świeciło słońce a niebo było prawie bezchmurne. Już rano postanowiłem, że po pracy wskakuję na rower. Jednak przed południem wszystko zaczęło iść nie tak. Najpierw w pracy okazało się, że testowana po tysiąckroć funkcja programu nie zawsze działa poprawnie. Gdzie się to okazało? Zgodnie z prawami Murphy’ego, oczywiście u klienta. Gdy już powoli zbliżałem się do rozwiązania problemu, nadciągnęły ciemne chmury natury osobistej. Wszystko to sprawiło, że wracając do domu wiedziałem, że na popołudniowej przejażdżce nie będę miał wolnego umysłu.
To nie wszystko. Gdy zjadłem obiad , przebrałem się i wreszcie wyszedłem z domu, nie ujechałem nawet kilometra. Łańcuch mi przeskakiwał. Było to jakieś dziwne i niewytłumaczalne, więc wróciłem do domu, rozebrałem się a rower powędrował na stojak serwisowy. Sprawdziłem regulację przerzutek. Wszystko było ok. Bez obciążenia napęd pracował poprawnie. Zacząłem zatem jeździć tam i z powrotem po przedpokoju. Wreszcie za którymś razem zobaczyłem, że łańcuch przeskakuje na kasecie i wtedy mnie olśniło. Przedwczoraj wymieniałem łańcuch, bo stary dożył swoich dni wydłużając się o 1%. Niestety, zanim osiągnął ów 1% nadmiarowej długości zdążył zniszczyć kasetę, „frezując” jej zęby. Cóż było robić? Na szczęście miałem zapasową kasetę, co prawda nie 11-32 lecz 11-34, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że z godzinnym opóźnieniem mogłem wyruszyć na trasę.
Pech nie opuścił mnie do końca. W pewnym momencie zauważyłem, że licznik pokazuje 0 km/h. To zapewne wina wyrobionej podstawki – ewidentna wada konstrukcyjna. Na szczęście problem udało się szybko rozwiązać. No a potem bez powodu wyłączył mi się GPS, którym rejestrowałem sobie ślad dzisiejszej przejażdżki. Udało się go włączyć, ale dlaczego przestał działać, pozostało tajemnicą.
Sama jazda była natomiast bardzo udana. Wiatr nie przeszkadzał a dwa dni odpoczynku zdziałały cuda. Jechało mi się bardzo przyjemnie i dosyć szybko.