Mały kryzys
Mój weekend zawsze zaczyna się od zrobienia zakupów, aby do poniedziałku nie umrzeć z głodu ;). Widać inni kierują się podobną zasadą i dlatego w piątek z reguły nieco później wracam do domu. Tak też było i dzisiaj. Po zapełnieniu lodówki, szybko uzupełniłem braki kalorii za pomocą czegoś, co przy pewnej dozie wyobraźni można nazwać obiadem, przebrałem się i wyruszyłem na trasę.
Późniejsza pora oznaczała, iż już na dzień dobry albo raczej na dobry wieczór miałem zapewnioną szarówkę, która szybko przeszła w ciemność. Na początek udałem się w kierunku Wieliczki, aby później skręcić na południe i powłóczyć się trochę po różnych zakamarkach. Potem wylądowałem w Swoszowicach, przejechałem przez Kliny i jadąc w stronę Skawiny, zamierzałem, tak jak trzy dni temu, dotrzeć do Tyńca. Błędem owych zamierzeń był fakt, że jednym z odcinków trasy jest przejazd przez las a ten, jak to w naturze bywa, jest raczej nieoświetlony. Musiałem zatem zaufać białym LED’om, których efektywność w tych warunkach przypominała kaganek i raczej ostrożnie zapuściłem się między drzewa. Po kilku minutach dotarłem do drugiego końca ścieżki, gdzie już zaczynała się wąska, lecz cywilizowana droga, przy której stał rząd latarni. Dodam – działających latarni.
Z Tyńca do centrum Krakowa jechało się spokojnie, można rzec, iż wręcz rekreacyjnie. Jechałem cały czas wzdłuż królowej polskich rzek i postanowiłem dojechać w ten sposób aż do Plazy. I wtedy nastąpił mały kryzys. Czy to zmęczenie całym tygodniem, niewyspanie czy niewłaściwa dieta? Nie wiem. W każdym razie w pewnym momencie cyferki na Garminie stały się jakoś dziwnie rozmyte a czerwone światełko rowerzysty, który jechał przede mną zaczęło powoli rozpływać się w powietrzu. Zatrzymałem się przy pierwszej ławce i sięgnąłem do plecaka po jeden z dwóch batoników, które wożę ze sobą na „czarną godzinę”. Zastrzyk kalorii zrobił swoje i mogłem kontynuować jazdę.
Prawdę mówiąc początkowo nie zamierzałem dzisiaj długo jeździć. Ale splot różnych okoliczności spowodował, że miałem o czym myśleć a dobrze mi się myśli po pierwsze na świeżym powietrzu, a po drugie na rowerze.
Ostatnia część trasy była pozbawiona niespodzianek. Zwolniłem nieco tempo i spokojnie dojechałem do domu.
(Patriotyczne barwy na krakowskiej obwodnicy)
(Wawel z oddali)
(Salwator nocą)